2 Freedom - 4:07
3 What Would You Do? - 3:43
4 Baby I Want to Love You - 8:08
5 In Retrospect - 4:04
6 Fields - 3:04
7 Running Around in the Sun - 3:28
8 Black Movies - 3:20
9 Six Feet Under Theme - 2:46
10 Suzy Q - 6:18
11 City Blues - 5:12
12 In-A-Gadda-Da-Vida (D. Ingle) - 11:52
13 Basement Jam - 0:47
14 Sonix Commercial - 0:58
15 Inspiration in My Head - 2:51
16 Freedom - 4:30
17 What Would You Do? - 5:53
18 Fields - 3:05
19 Boogie Man Bash - 0:44
*Jay Crystal - Drums
*Nanette DeLaune - Vocals
*Jerry Dobb - Keyboards, Vocals
*Scott Julian - Guitar
*Hector Torres - Drums
*Duane Ulgherait - Bass
*Richie - Drums (only on track #9)
Jerry Dobb: „Wraz z Scottem
postanowiliśmy założyć zespół. Pierwszy nazwaliśmy Marc 5, tak bez powodu,
którego nie pamiętam – przecież nie mieliśmy żadnego Marca w grupie. W tym
samym czasie dostałem elektroniczne organy firmy Acetone ze wzmacniaczem Kalamazoo
a Scott Julian miał gitarę elektryczną i wzmacniacz firmy Epiphone. W skład
grupy wchodzą jeszcze Bob Brendel na basie, który nie miał pojęcia jak grać a
Scott pokazał mu, jak przebierać palcami, Phil Mazurski na perkusji i jedyny
prawdziwy muzyk, Joe „Musky” Muscolino na saksofonie. Mieliśmy w repertuarze
około dziesięciu piosenek, w tym „Summertime”, „Tequila” i „Batman Theme”. Gdy
kiedyś graliśmy na jakimś przyjęciu prywatnym, ktoś poprosił nas o „Moon
River”. Fałszowaliśmy okropnie, ale goście byli zbyt pijani, żeby się tym
przejmować. Mieliśmy raptem po trzynaście lat. Wtedy to spotkaliśmy na swojej
drodze Pete’a, nie pamiętam nazwiska, który był 17-letnim piosenkarzem i
zmieniliśmy nazwę zespołu na Sonix. Pete był entuzjastą rhythm and bluesa i na
tapetę wzięliśmy jakie numery jak „I Got You”, „Mustang Sally” i inne soulowe
piosenki. Jednak zespół decyduje, że chciałby podążać za bardziej modnym i
hipisowskim stylem muzycznym. Pete odchodzi a grupa zmienia nazwę na Six Feet
Under. Skąd się wzięła ta nazwa? Chcieliśmy aby nie zaczynała się od „the”. Po
jakiejś burzy mózgów ktoś wspomniał o Ten Years After, brytyjskim zespole który
nie zaczynał się od „the”. Zaczęliśmy więc wymyślać frazy pasujące do tego
wzorca: liczba, rzeczownik i przysłówek. Chcieliśmy też, żeby nazwa była trochę
mroczna i nieco groźna, jak Grateful Dead. Ostatecznie ktoś wymyślił Six Feet
Under i zdaliśmy sobie sprawę, że to doskonale brzmi. Gdy opadł kurz, mieliśmy
już cały skład grupy: Jerry na organach i wokalu, Scott na gitarze, Duane
Ulgherait na basie, Tico Torres na pekusji i na wokalu piętnastoletnia Nannette
DeLaune. Tico grał na perkusji należącej do jego taty z okolic lat
czterdziestych. Bęben basowy był ponad wymiarowy a tam tamy zostały przybite
gwoźdźmi do basu. W trakcie występów mieliśmy włożony z przodu bębna basowego
piękny obrazek przedstawiający głowę kobiety unoszącej się nad grobem z
upiornymi rękami wyciągniętymi do góry. Graliśmy coraz więcej, obejmując tańce,
przyjęcia, konkursy walk zespołów i lokalne festiwale w północnym New Jersey i
wokół niego. Mieliśmy trochę materiału The Doors, Jimi Hendrixa, Cream i
względnie wierną interpretację całego „In-A-Gadda-Da-Vida”. Ale pojawiły się
też pierwsze oryginalne piosenki, w tym „The Six Feet Under Theme” i „Karen”.
Mniej więcej w tym czasie pojawiła się okazja do nagrywania. Przygotowując się
do nagrania zespół grał materiał na który składały się numery Jefferson
Airplane, Santana, Ten Years After i Rolling Stones. Występy zatrzymują
porywającą wersją „Soul Sacrifice” i piętnastominutową sekwencję piosenek z
„Tommy” The Who. Oryginalny materiał zostaje napisany przez Jerry’ego i
ćwiczony na żywo. Zaczynamy nagrywanie w Scepter Studios a „Inspiration In My
Head” zostaje wydany na singlu. Znajomi i krewni przekonują właściciela
lokalnego sklepu z płytami do zamówienia singla i kupują kilkadziesiąt
egzemplarzy. Lokalna stacja radiowa nadaje go raz na antenie. Pamiętam
słuchaliśmy tego w samochodzie i nie mogliśmy uwierzyć, że jesteśmy w radiu.
Ale nic więcej się nie dzieje. Wracamy do studia, nagrywamy więcej piosenek a
późną jesienią 1970 roku decydujemy się zamknąć ten rozdział. Jerry zostaje
managerem na rynku wideo, Duane zostaje sprzedawcą cukierków a Scott kończy
jako szef kuchni w prestiżowym hotelu. Musky ląduje w Utah, gdzie gra w
lokalnych bandach. Nie wiem co stało się z Nanette, Jayem, Bobem czy Pete’m.
Ale Hector „Tico” Torres, facet, który dla wytwórni nie był wystarczająco dobry
aby go nagrywać związał się z młodym chłopakiem z Sayerville o imieniu Jon Bon
Jovi i resztę już znacie”.
Ta historia jest podobna do wielu.
Tysiące kapel powstałych w tamtych latach przeszło podobne zawirowania. Wielu
doświadczyło nagrań wydanych w postaci singli, mnóstwo nie miało nawet tego a
nielicznych wydano po latach dzięki zapaleńcom wyszukującym takie cacka.
Oczywiście wierzchołek góry lodowej jest znany i dostępny.
„In Retrospect 1969-1970” został
wydany w 1998 roku przez wytwórnię „Arf! Arf!”. I o tym wydawnictwie zamieszczę
parę zdań.
Nagrania zostały podzielone na:
„Studio Recording” i to uważam za właściwą płytę, „Home Recording” oraz „Bonus
Tracks”. Ciężkie psychodeliczne kropelki, przyjemny mrok i rozproszona mgiełka
LSD wtapia się w te nagrania a wokal Nanette jest cholernie pyszny i wraz z
organami dodaje dodatkowego smaku. Te piosenki zdecydowanie odzwierciedlają
tamte czasy. „Inspiration in My Head”, „Freedom” i „What Would You Do?” to
absolutnie fantastyczne, przesiąknięte kwasem dżemy, natomiast „Baby I Want To
Love You”, „In Retrospect” oraz „City Blues” zapewniają niesamowite
psychodeliczne momenty. Wszystkie mają buchającą gitarę Juliana i inspirujące
klawisze lidera grupy Jerry’ego Dobba. „Home Recording” choć nie jest na tym
samym poziomie co studio, to wciąż brzmi całkiem przyjemnie. Ich wykonanie „Suzy
Q” jest doskonałe a porywające solo na gitarze topi energię o sile wulkanu. I
„In-A-Gadda-Da-Vida” tutaj związany mocno z oryginałem zespołu Iron Butterfly.
Ale i tak ciekawy.
Cała praca wykonana została
solidnie, tu nie można się przyczepić. Nagrania są bardzo dobre, interesujące i
wykonane fantastycznie. Gorąco polecam osobom, które chciałyby, żeby lata 60-te
były teraz i którym dźwięki psychodelicznych rozmytych fraz sprawiają ogromną
przyjemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz