01. Respect — 3:05
02. The Weight — 3:24
03. Sunshine Of Your Love — 5:07
04. I Got My Mojo Working — 2:38
05. The Burning Of The Midnight Lamp — 4:40
06. Tales Of Brave Ulysses — 4:28
07. This Town — 3:25
08. We’re Going Wrong — 3:20
09. The Salt Of The Earth — 4:55
Bobby Simms — vocals, guitar
John Jeremiah — vocals, keyboards
Jon Stocklin — guitar
Kenny Venegas — vocals
Minnie Riperton — vocals
Mitch Aliotta — vocals, bass
Sidney Barnes — vocals
Charles Stepney — arranger, producer
Marshall Chess — producer
Można się zastanowić jak zareagowali niczego nie podejrzewający kupujący w 1969, kiedy wyciągali z półek czwarty album grupy Rotary Connection zatytułowany po prostu „Songs”. Produkt ten wygląda zupełnie zwyczajnie, na okładce widnieje biały chłopiec z czarną dziewczyną trzymającymi balony, które przedstawiają muzyków zespołu. Lista utworów składa się wyłącznie z coverów, utworów będących znanymi hitami kontrkultury co powinno sugerować niezaskakujące melodie i nic co może przestraszyć twoich rodziców.
Debiut Rotary Connection w 1967 roku, to mieszanka utworów, których koncentracja skupiła się wokół numeru „Like A Rolling Stone” Boba Dylana, a dwa kolejne albumy były kontynuowane w sposób ekspansywny obracając się w psychodelicznym obszarze muzyki pop.
„Songs” jest najbardziej nieprzewidywalnym nagraniem zespołu. Muzycy grupy zdecydowali się nadać każdej a piosenek zupełnie nowy, często szalenie eksperymentalny kierunek.
To, że Rotary Connection to nie tylko zespół, który wypromował Minnie Riperton, to także skuteczna, pomysłowa jednostka, której płyty potrzebują nowej oceny. Niewiele innych grup tworzyło pod koniec lat 60-tych, muzykę soul, która przekraczała granice tego stylu.
To, że na „Songs” są
wybrane dzieła innych, jest tym bardziej imponujące.
Niebagatelną
rolę w tworzeniu tego co możemy posłuchać na tym albumie odegrały
myśli i działania producenta Charlesa Stepneya, które stworzył
ten psychodeliczny dźwięk przepełniony dramatem i wynalazkiem
muzycznym. Stepney był wizjonerem stojącym za orkiestracją grupy a
do tego pomógł Sidneyowi Barnesowi i Ripperton stworzyć
niezapomniane dzieło.
Album
rozpoczyna się kasztanowym „Respect” Otisa Reddinga, ale wersja
zespołu jest prawie nie do poznania (co można powiedzieć o
większości ich coverów). Nagrany w leniwym tempie utwór zyskuje
powolną, duszną metamorfozę duszy, podczas gdy aranżacje
smyczkowe nadają niepokojący ton a wokale tlą się, przeciągając
tekst Reddinga pchając ten utwór w niezbadane obszary kłębiących
się widm czyhających na ciebie. Bardzo intrygująco brzmi następna
piosenka, która jest znanym utworem The Band, „The Weight”.
Wrażenie powiewu świeżości tworzone za pomocą smyczków i chóru
wspierającego pozwala nam odkryć imponującą swobodę, która
wypełnia minuty nagrania.
Aranżacje
Stepneya można uznać za wyzywająco sprzeczne, ale barokowy klimat
nagrania Jimiego Hendrixa „Burning of the Mignight Lamp” w którym
klawesyn i gitara elektryczna otwiera ciąg, przekształca się w
refren wokalny, którego ton nie nadają Hendrixowskie zagrywki tylko
nieziemska muzyka wydobywająca się z gardła Minnie Ripperton. Ta
tajemniczość oraz przestrzeń wypełniająca odjazdowe wyzwania
wydobywa się z jednego z najlepszych instrumentów zaprezentowanych
na tym albumie, strun głosowych Minnie.
Trzy
utwory zespołu Cream zagrane tutaj pochodzą z płyty „Disreale
Gears”. Podczas gdy zarówno „Sunshine of Your love”, jak i „We
Going Wrong” mają imponującą metamorfozę tak „Tales of Brave
Ulisses” przechodzi samego siebie. Aranżacje wypychane daleko poza
oryginał nie powracają w żadnej widocznej postaci. Cienie wokalne
Ripperton potykają się pod przewodnictwem Barnesa co wznosi się do
potężnego echa prowadząc do strzelistego zakończenia.
„Songs”
kończą się relatywnie spokojną wersją „Salt of the Earth”
spółki Jagger/Richards, obsadzoną dusznymi organami, nadającymi
relaksujący ton. Utwór wyraźnie utrzymany zostaje w klimacie
gospel i znowu aranże Stepneya fantastycznie uzupełniają wibrujące
wokale głównych piosenkarzy.
Trzeba
jeszcze zaznaczyć, że brzmienie tej płyty jest idealne a jak
słuchasz jej na mocy kolumn to dźwięk swobodnie wypełnia twoją
duszę i nic nie jest w stanie zakłócić tego przyjemnego
odrętwienia jakie pełznie do ciebie by wbić się i pozostać na
zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz