niedziela, 18 września 2022

LOVE - Out Here /1969/

 


1. I'll Pray For You - 4:16
2. Abalony - 1:46
3. Signed D.C. - 5:15
4. Listen To My Song - 2:24
5. I'm Down - 3:47
6. Stand Out - 3:00
7. Discharged - 1:36
8. Doggone - 12:00
9. I Still Wonder - 3:05
10.Love Is More Than Words Or Better Late Than Never - 11:20
11.Nice To Be - 1:50
12.Car Lights On In The Day Time Blues - 1:10
13.Run To The Top - 3:00
14.Willow Willow - 3:20
15.Instra-Mental - 3:00
16.You Are Something - 2:05
17.Gather Round - 4:50

Love
*Arthur Lee - Lead Vocals, Rhythm Guitar
*Frank Fayad - Bass Guitar
*George Suranovich - Drums
*Jay Donnellan - Lead Guitar
With
*Paul Martin - Lead Guitar (track 5)
*Drachen Theaker - Drums (track 3)
*Jim Hobson - Piano, Organ, (tracks 1, 13)
*Gary Rowles - Lead Guitar (track 10)


Tak to jest inny już zespół niż ten, który stoi za moim ukochanym „Forever Changes”, ale to nic nie szkodzi, bo „Out Here” jest na równi świetną płytą a do tego jest niestety niedocenioną perełką Arthura Lee. Tu masz wszystkie aspekty psychodelicznych zmagań tamtych lat: długie gitarowe jamy, solówka na perkusji, krótkie nowatorskie numery będące czasem uroczymi piosenkami popowymi – śpiewanymi z miłością, duszą i pasją przez lidera, łączących blues z akustycznym folkiem. To jest zakopany skarb i jeśli jesteś prawdziwym fanem tamtej muzyki to tylko czasu potrzeba abyś to niedocenione arcydzieło grupy Love odnalazł.

Tak, możesz powiedzieć, że jako pojedynczy album byłoby to ideałem.

Ale dlaczego? Dlaczego nie pozwolić zespołowi na wydawanie wielu numerów, które nas zauroczą. Co? Kolejne rzeczy chować do szuflady i czekać aż pożre je kurz.

Nie, oto dostajemy „White Album” zespołu Love, jako rozległy podwójny potwór pełen melodyjnych na wpół szalonych, bluesowych, rockowych, funkowych, folkowych, krótkich, średnich, długich, cichych, głośnych, zabawnych, poważnych, smutnych, szczęśliwych i wielkich piosenek.

No dobrze, do rzeczy.

Po wydaniu „Four Sail” wygasł kontrakt zespołu z Elektrą a Lee i jego nowa wersja Love nagrali podobno sporą ilość materiału, którą postanowiła wydać wytwórnia Blue Thumb Records. Możesz mieć wrażenie, że Arthur Lee (pierwotnie na płycie zapisane było Arthurly) próbował na „Out Here” stworzyć historię wszystkich stylów muzyki pop od lat 50-tych do czasów mu współczesnych.

Weźmy otwierający album „I’ll Pray For You” gdzie duch Presleya i jego styl dominuje nad całością albo „I’m Down” będący dźwiękowym wybuchem gitary Paula Martina oraz wirującymi organami. Przy okazji „Signed DC” na perkusji zasiadł Drachen Theaker, wcześniej udzielający się w Crazy World of Arthur Brown, zastąpił on na krótko Suranovicha. Jednym z nawiązujących do brzmienia „Forever Changes” jest „Listen to My Song” mający akustyczne gitary i prosty wokal i jest to jeden z najmocniejszych punktów na płycie, jeśli chodzi o łagodność. Mi podoba się „Willow Willow”, krótka, skoczna piosenka z zawodzącą gitarą prowadzącą.

Łagodniejsze akcenty mieszają się z dynamicznymi odjazdami a punktem centralnym „Out Here” jest z pewnością, rozbudowany, kwasowy jam „Love is More than Words or Better Late Than Never”. Oblana fuzzem gitara Arthura Lee pokazuje wiele kreatywności a wzmocnienie wah-wah dodaje potęgi temu zajściu. Zresztą pozostałe elementy też są godne uwagi. Jazzująca perkusja, zmienia rytm jakby szukając innej ścieżki, ale utrzymuje podstawę wraz z basem i razem ochoczo prowadzą się za ręce. A taki „Stand Out”. Mocny, wypełniony zaraźliwym riffem i krótką sekcją gitarowej pirotechniki utwór bliski jest Sly Stonowi i jego rodzinnemu bandowi. Pisałem o folku. No oczywiście. „I Still Wonder” właśnie łączy elementy folkowe wraz z kwasowym podejściem, na przemian z wersami wspieranymi przez akustyka i obciążonymi fuzzem podwójnymi gitarami prowadzącymi. Numer ten zawiera także harmonie wokalne bardzo wyraźnie inspirowane przez Crosby, Stills & Nash. W natłoku instrumentalnych działań wiele numerów jest ciekawych i zaskakujących. Taki „Doggone”, który składa się z krótkiej akustycznej piosenki, po której następuje zaskakujące dziewięciominutowe, mocno psychodeliczne solo na perkusji co sprawia, że nasze uszy wdzięczne są słuchając takich rzeczy.

Donnellan: „Arthur powiedział „ok, Jay, chodź i zagraj coś” czy coś w tym stylu. A ja pomyślałem, no, dobra może takie siłowanie na rękę będzie ok. Powiedziałem inżynierowi, żeby zwolnił taśmę do połowy prędkości. Potem zagrałem solo a oni je przyspieszyli i zabrzmiało to dość intrygująco. Wielu ludzi, teraz pyta mnie „Jak zagrałeś to tak szybko i czysto?” Jestem zaskoczony, że w to wierzą, ale to siłowanie się na rękę okazało się ostatecznie dobrym interesem”.

Niestety nieprzewidywalność Lee była dość kłopotliwa. Mając wiele pomysłów miał też i swoje odpady. Jego wątpliwe decyzje raczej nie wróżyły niczego dobrego, jeśli chodzi o kolejne kroki kariery grupy. Oddajmy głos znowu Donnellanowi: „Pewnego dnia w swoim domu (Lee) otrzymał telefon od agenta. Powiedział: „Nie, nie chcę jechać do Nowego Jorku na jeden pieprzony koncert”. A to był Woodstock!”.

No ale tak już jest.

„Out Here” z pewnością dla fanatyka psychodelicznego kalifornijskiego brzmienia jest gratką obok której obojętnie nie przejdzie i ustawi ją na półce obok innych zapomnianych dzieł, zapomnianych zespołów, które niestety odchodzą wraz z nami.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz