czwartek, 7 lipca 2022

ANGEL PAVEMENT - Maybe Tomorrow

 


1. The Man In The Shop On The Corner (Alfie Shepherd) - 3:07
2. Maybe Tomorrow (Tom Evans) - 4:11
3. Time Is Upon Us (Alfie Shepherd) - 3:32
4. Green Mello Hill (Danny Beckerman) - 2:35
5. Little Old Man (Alfie Shepherd) - 4:16
6. When Will I See June Again (Alfie Shepherd) - 4:47
7. Genevieve (Malcolm Spence, Michael Candler) - 2:36
8. Water Woman (Jay Ferguson) - 3:25
9. Napoleon (Alfie Shepherd) - 3:27
10.Socialising (Alfie Shepherd) - 4:05
11.Jennifer (Cliff Wade) - 2:19
12.Carrie (Geoff Gill) - 3:14
13.I'm A Dreamer (Alfie Shepherd) - 2:57
14.Baby You've Gotta Stay (Danny Beckerman) - 2:22
15.I'm Moving On (Alfie Shepherd) - 3:59
16.Tell Me What I've Got To Do (Danny Beckerman, Geoff Gill) - 2:30
17.Phantasmagoria (Malcolm Spence) - 2:28
18.Rooftop Memories (David Smith) - 3:24
19.Tootsy Wootsy Feelgood (Graham Harris) - 2:42
20.Flying On The Ground (Is Wrong) (Neil Young) - 4:15
21.Five Sisters (Alfie Shepherd) - 3:51
22.Desperate Dan (Alfie Shepherd) - 4:11
23.I'm Moving On (Alfie Shepherd) - 3:31

*Alfie Shepherd - Vocals, Lead, Six, Twelve String Guitars
*Graham Harris - Bass, Vocals
*Mike Candler - Drums, Vocals
*John Cartwright - Electric, Acoustic Guitars, Trumpet
*Paul Smith - Vocals
*David Smith - Vocals

Możecie sobie wybaczyć jeśli nigdy nie słyszeliście o brytyjskim psychodeliczno-popowym zespole o nazwie Angel Pavement. Powstały w mieście York w 1967 roku, po czterech latach uległ rozwiązaniu. Wydali tylko kilka singli, które nie poradziły sobie na listach przebojów, a nieporozumienia między zespołem a wytwórnią sprawiły, że ich pierwszy album nigdy nie ujrzał światła dziennego. Zespół miał zwolenników w swoim rodzinnym mieście, ale na sukces na skalę krajową nie mógł liczyć. Dobrą wiadomością jest ta, że utwory grupy zostały wydane na kompilacji zatytułowanej „Maybe Tomorrow”, która ugruntowała pozycję Angel Pavement i sprawiła, że zespół ten zdobył wreszcie uznanie – co prawda jakieś cztery dekady po tym, jak się rozpadł.

Muzyka zespołu wyraźnie nawiązuje do The Hollies i The Beatles, i muszę powiedzieć, że płyta ta jest prawdziwą ucztą, szczególnie odpowiednią dla każdego, kto kocha zgrabne psychodeliczne perełki powstające w tamtych latach.

Angel Pavement to był utalentowany zespół z bujnymi harmoniami wokalnymi i smaczną gitarą czasami w formie ładnych akustycznych zagrywek lub elektrycznych rytmów. Nazwany został na cześć powieści J.B. Priestleya z 1930 roku a swoją mieszanką popowych coverów i oryginalnego materiału przyciągnął lokalną uwagę. Gdy na zaproszenie byłego muzyka grupy Smoke, Geoffa Gilla, grupa pojechała do Londynu, gdzie dając serię występów w klubach zwróciła na siebie uwagę właściciela meksykańskiej sieci hoteli, który zaoferował im możliwość pracy w Meksyku. Zespół skorzystał z okazji i spędził pierwszą połowę 1969 roku w Meksyku. Plany odbycia trasy koncertowej po Stanach Zjednoczonych zostały odłożone na półkę, kiedy muzycy nie mogli otrzymać wizy pracowniczej, ponieważ byli za młodzi. Po powrocie do Wielkiej Brytanii zespół wznowił współpracę z producentem Gillem, nagrywając materiał na planowany album, wstępnie zatytułowany „Socialising with Angel Pavement”. W międzyczasie Fontana Records podpisała kontrakt z zespołem. I wtedy z ciężarówki odpadły koła. Studio gdzie nagrywali materiał upadło a problemy z zarządzaniem, w połączeniu ze zmieniającym się charakterem muzyki dominującej pod koniec 1969 roku sprawiło, że zarząd Fontany wycofał się z kontraktu i odłożył na półkę cały nagrany wcześniej materiał, gdzie, jak już wspomniałem przeleżał on do 2005 roku, kiedy to wydał go Tenth Planet.

Mogę tylko powiedzieć, że to bardzo niefortunne działanie, że zajęło im cztery dziesięciolecia, abyśmy w końcu mogli dostać swój wspólny odprysk słonecznych promieni.

Dwadzieścia trzy numery wydane na tym albumie tworzy całkiem imponującą mieszankę popu z wpływami psychodelii. Wszystko zostało gustownie wykonane, zaczynając od podniosłego, mocno osadzonego w klimacie numeru „The Man In the Shop On The Corner”, podkreślającego zamiłowanie zespołu do wspaniałych melodii. Dodatkowym smaczkiem utworu są meksykańskie trąbki, które swobodnie wciągają graczy w sam środek zabawy. Gdy urocza gitara akustyczna podkreśla „Time Is Upon Us” wydaje się, że znasz te numery, że już je słyszałeś. Ale, nie. To jest typowy brytyjski psychodeliczny pop, będący na topie w swingującym Londynie. Posłuchaj „Green Mello Hill”. To ociera się o Donovana i jesteś w domu. Tak. To te dźwięki. To właśnie ten smak butikowych ulic i naćpanych amfetaminą klaksonów. Czysty cukierek dla ucha „Jennifer” to miła i smaczna melodia z ładną aranżacją wokalną a podparty orkiestracją „Baby You’ve Gotta Stay” eksploduje ryczącym popem, tak charakterystycznym dla lat 60-tych. No właśnie. Słuchając tych nagrań nie sposób nie zauważyć.

Mamy 1969 rok. To wszystko jest pięknie przesiąknięte rodzimym barokowym stylem, tylko w tym samym roku świat muzyczny się zmienił. Ten materiał nie miał żadnych szans z debiutem Led Zeppelin, a przecież te bardziej ambitniejsze płyty pojawiały się prawie co godzinę. Zostający sam ze swoimi pięknymi piosenkami Angel Pavement nie miał już tu co szukać. Gdyby wydano ten materiał dwa lata wcześniej, byłby to dziś z pewnością  klasyk.

A tak odłożony na półkę i w końcu wydany po wielu latach sprawił radość (jak zwykle) najbardziej zagorzałym fanom, muzyki przesiąkniętej zabawą i kraciastą modą.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz