piątek, 10 maja 2019

THE SMALL FACES - The Small Faces /1967/


1. Tell Have You Ever Seen Me. 
2. Something I Want To Tell You 
3. Feelin Lonely 
4. Happy Boys Happy 
5. Things Are Going Get Better 
6. My Way Of Giving 
7. Green Circles 
8. Become Like You 
9. Get Yourself Together 
10. All Our Yesterdays 
11. Talk To You 
12. Show Me The Way 
13. Up The Wooden Hills To Bedfordshire 
14. Eddie´s Dreaming 


*Steve Marriott - Vocals, Guitar
*Ronnie Lane - Backing Vocals, Bass Guitar
*Kenney Jones - Drums
*Ian McLagan - Keyboards



Odkąd w połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia pierwszy raz usłyszałem wokal Steve’a Marriotta pomyślałem, wow! no to jest niesamowite. Jaka nieobliczalna masa energii wyzwala się z jego gardła i luźno wydobywa się poprzez kolumny docierając do moich uszu niczym gejzer w stanie euforii. Do tego doszło wtedy jeszcze hard rockowe brzmienie grupy Marriotta, Humble Pie. Ale potem gdzieś w radiu usłyszałem inny zespół z tym samym wokalem. I do tego wykop muzyczny też był niczego sobie. „Shake”, „What’cha Gonna Do About It” czy „Sha-La-La-La-Lee” potargało moją korę absolutnie i dzięki temu wypłynęła na powierzchnię nowa nazwa, The Small Faces.

Podobnie jak większość kapel epoki, na swoim debiutanckim albumie zawarli materiał będący mieszanką oryginalnych kompozycji i sporej ilości coverów, które nadawały szorstki charakter ich występom na żywo. Jednak przy tak niesamowitej konkurencji zespołów działających wtedy potrzebna była oryginalność. I to zarówno w kompozycjach jak i umiejętnościach muzycznych. Niewątpliwie The Small Faces miało potężny atut. To Steve Marriott i jego głos. No cóż, duch epoki wymagał psychodelicznego popu i niezwykłe jest, że grupie udało się wymyślić nie mniej niż czternaście ostrych i żwawych utworów, które z pewnością zadowoliły fanów albumu po obu stronach Atlantyku. A o jaki album chodzi? Trzeci w dyskografii The Small Faces. Oczywiście nie można odebrać pozostałym muzykom ich finezji i młodzieńczej awantury, bo czyste i mocno zagłuszające granie Kenney Jonesa na perkusji, pełne ekspresyjnych dźwięków organy Iana McLagana i basowe dudnienia Ronnie Lane’a w pełni uzupełnione gitarą Marriotta tworzą porządne numery, które pozostają kwintesencją stylu mods połączonym z nowym wyrafinowanym popem. A ten pop jest och, ostry, to nie Gene Pitney, to rockery z prawdziwej skały. „(Tell Me) Have You Ever Seen Me” mocny otwieracz z lirycznym zamętem, zwłaszcza gdy refren „hejr, hejr-hejr, hejr, hejr, hejr” rozrzucony po całym numerze walczy z wokalem Steve’a. A potem w „Something I Want to Tell You” po raz pierwszy dają znać o sobie organy McLagana czyniąc z niego bohatera tego numeru. Podane umiejętnie brzmienie organów poprawia nastrój utworu tworząc subtelnie poruszający klimat. Uwielbiam to brzmienie! I do tego świetnie dopasowany wokal tym razem Lane’a. No nic tylko słuchać dalej. Bo oto kolejny klejnot pojawia się na horyzoncie, to „My Way of Giving”. Psychodeliczny posmak melodii porusza delikatne zwrotki i prowadzi całość ku optymistycznej sfery. Krótki jammujący kawałek „Happy Boys Happy” to instrumentalny powód do chwały McLagana, który wprowadza organowe dźwięki sennych kaprysów. A „Green Circles” to jeden z psychodelicznych szczytów zespołu, wykorzystując Lane’a jako wokalistę, chociaż i Marriott jest dobrze słyszany w tle. Nie zabrakło elementów spokojniejszych na płycie. Drugą stronę rozpoczyna właśnie ballada Marriotta „Become Like You”. Podążając za „Get Yourself Together” The Small Faces pokazują po raz kolejny, że są świetnym zespołem rhythm and bluesowym i mają jednego z najbardziej uduchowionych białych piosenkarzy w historii. Ale poczekaj! Bo oto „All Our Yesterdays” czyli czysta brytyjska dusza z Lane’em na wokalu prowadzonym przez delikatny wiatrowy układ. Zresztą Lane jeszcze zachwyca w „Show Me the Way”, śpiewając z cudownie melancholijnym wyczuciem. Zwróć uwagę na akompaniament McLagana grany na klawikordzie. To obejmuje tak wiele muzycznej ziemi, że możesz usiąść i podziwiać. Muszę wspomnieć jeszcze choćby o „Up the Wooden Hills to Bedfordshire” utworze skomponowanym przez McLagana, w którym jest on też głównym wokalistą. Fajnie pomieszana perkusja Jonesa genialnie łaskocze optymistyczny nastrój, zdolny do uśmiechu. 
Pod wieloma względami szkoda, że „Ogden’s Nut Gone Flake” czyli kolejna płyta The Small Faces była hitem, ponieważ od tamtej pory pozostawił ten genialny trzeci album w cieniu. Ale poznając tą płytę mogę stwierdzić bez cienia wątpliwości, że to ukryty klejnot brytyjskiej inwazji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz