wtorek, 13 września 2016

GRATEFUL DEAD - Blues For Allah /1975/


  • Help On The Way (Hunter / Garcia)
  • Slipknot! (Garcia / K.Godchaux / Kreutzmann / Lesh / Weir)
  • Franklin's Tower (Hunter / Garcia)
  • King Solomon's Marbles *
    Part I: Stronger Than Dirt (Lesh) *
    Part II: Milkin' The Turkey (Hart / Kreutzmann / Lesh) *
  • The Music Never Stopped (Weir / Barlow)
  • Crazy Fingers (Hunter / Garcia)
  • Sage and Spirit (Weir)
  • Blues For Allah (Hunter / Garcia)
  • Sand Castles and Glass Camels (Garcia / K.Godchaux / D.Godchaux / Kreutzmann / Lesh / Weir)
  • Unusual Occurrences In The Desert (Hunter / Garcia)
  • Jerry Garcia - guitar, vocals
  • Keith Godchaux - keyboards, vocals
  • Donna Godchaux - vocals
  • Mickey Hart - percussion, crickets
  • Bill Kreutzmann - drums, percussion
  • Phil Lesh - bass, vocals
  • Bob Weir - guitar, vocals
Panie i Panowie Witamy The Grateful Dead w odsłonie jakiej do tej pory nie znaliście.
The Grateful Dead z nowymi pomysłami, nowym brzmieniem i nową płytą.
„Blues For Allah” powstała w 1975 roku i po raz pierwszy zespół miał całkowicie wolną rękę do nagrania płyty. Nie goniły ich żadne zobowiązania koncertowe czy inne sprawy.
W 1975 roku Grateful Dead wystąpił przed publicznością tylko trzy razy za to w studio muzycy spędzili osiem miesięcy. Powstała płyta diametralnie różniąca się od swoich poprzedniczek. Fani zespołu wychowani na „Workingman’s Dead” muszą przecierać uszy ze zdumienia ale po wysłuchaniu tego albumu z zachwytu również.
Mając tak oddanych fanów jak Deadheadzi zespół nie musi przejmować się co nagrywa byle miało to odpowiedni poziom i mieściło się w ogólnych klimatach jammującej psychodelii.
Powracający po przerwie drugi perkusista Mickey Hart nadaje płycie inny wymiar i dopiero teraz możemy odczuć jak go brakowało na poprzednich albumach. Jednak brzmienie dwóch perkusistów daje nagraniom zespołu odpowiednią głębię a wszelkie instrumenty perkusyjne wykorzystywane przez Harta dodają tylko uroku i tajemniczości no i oczywiście wzbogacają brzmienie.
Płytę „Blues For Allah” otwiera tryptyk połączonych ze sobą utworów.
„Help on the Way” to świetna piosenka jak na początek płyty. Bliska perfekcji i zaskakujących rytmów. To połączenie jakby funku i folku zagrane i zaśpiewane w bardzo  radosny sposób. Kolejny klasyk zespołu ze wspaniałą melodią.
Instrumentalny „Slipknot” już nas zabiera w podróż w stronę jazzu, lekko zakręconego w nieregularnym kształcie. No i trzecia część tryptyku to utwór „Franklin’s Tower”. Słuchając go chce się wstać i tańczyć. Lekkość z jaką Garcia gra na gitarze doprowadza mnie do bycia puchem, takim sobie zwiewnym piórkiem latającym wśród polnych traw mijając w ogrodach białoróżowe kwiaty jabłoni.
Kolejnym utworem jest pięciominutowy „King Solomon’s Marbles”  instrumentalny bardzo mocno ujazzowiony numer. Tutaj swoje możliwości ujawnia nam Keith Godchaux, którego gra na fortepianie Fender- Rhodes momentami zbliża się do stylu Herbie Hancocka.
„The Music Never Stopped”  Weira  to kolejna żelazna pozycja koncertowego repertuaru grupy. Dynamiczny i bardzo rytmiczny bas tworzy podwaliny pod wokal kompozytora oraz kąśliwe pełne szalonych zmian akordów solówki gitarowe Garcii.  Stonowane ‘Crazy Fingers” grane  w bardzo delikatny sposób jest jakby uduchowionym preludium do tytułowej kompozycji.

„Blues For Allah” napisany został dla króla Arabii Saudyjskiej Faisala, który był wielkim fanem zespołu. Powoli dojrzewał pomysł dania koncertu na dworze króla. Niestety w roku wydania tego albumu król został zamordowany przez swego bratanka Faisal bin Musaida.
Sam utwór jest dość przerażający. Rozpoczyna się dostojnym wielbłądzim krokiem , który snuje się niczym ziarnka piasku. Czy dotrzemy do oazy? Nie. Śpiew podany jest jako gregoriańskie chorały co doprowadza do niepokoju i tajemniczości.
Nie słuchaj tego w ciemnościach !!
Gdy atmosfera osiąga apogeum strachu nagle pojawiają się świerszcze i wcale nie oczyszczają atmosfery. Emocje sięgają zenitu ale nagle pojawia się kojący wokal zespołowy na tle którego wspaniałe wokalizy wykonuje Donna Godchaux. To jest jej najlepszy moment w historii nagrań z Grateful Dead. I wreszcie gdy utwór zbliża się ku końcowi powracają znowu gregoriańskie chóry doprowadzając słuchacza do niekontrolowanego szaleństwa.
W 1975 roku nagrać tak mocno psychodeliczny album mógł tylko jeden zespół – Grateful Dead.



                                             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz