czwartek, 4 lutego 2016

JEFFERSON AIRPLANE - Takes Off /1966/


01. Blues From an Airplane              2:10
02. Let Me In                                         2:56
03. Bringing Me Down                       2:22
04. It's No Secret                                 2:37
05. Tobacco Road                              3:27
06. Come Up the Years                      2:30
07. Run Around                                   2:36
08. Let's Get Together                       3:34
09. Don't Slip Away                            2:31
10. Chauffeur Blues                           2:25
11. And I Like It                                    3:15


Marty Balin: vocals
Signe Toly Anderson: vocals
Paul Kantner: vocals, rhythm guitar
Jorma Kaukonen: lead guitar
Jack Casady: bass
Alexander "Skip" Spence: drums




Trzy miesiące młodszy niż „Revolver” , cztery od „Pet Sounds” a dwa miesiące przed „Face to Face” powstał debiutancki album grupy Jefferson Airplane zatytułowany „Takes Off”.
Dla znających następne dokonania grupy może brakować charakterystycznego głosu Grace Slick , która pojawiła się już na następnej płycie ale trzeba zaznaczyć ,że „Takes Off” to pierwsza płyta psychodelicznego rocka wydana na zachodnim wybrzeżu Ameryki.
Porównać można ją z „Rubber Soul” The Beatles ,którzy na tym albumie ukazują już zmiany w swojej muzyce a Jefferson Airplane analogicznie ukazuje zmiany w muzyce amerykańskiej. Folk spotyka flower-power i z tego powstaje siła tego albumu.

Historia Jefferson Airplane sięga początku roku 1965 kiedy wokalista folkowy Marty Balin spotkał grającego na gitarze Paula Kantnera. Kantner chciał mieć zespół rockowy.
Poszukując kolejnych muzyków Kantner zarekomendował gitarzystę Jorme Kaukonena, natomiast Balin bardzo chciał aby wokalem prowadzącym w zespole był głos kobiecy.
Wybór padł na śpiewaczkę folkową Signe Anderson. Za perkusją zasiadł zupełnie nie mający
pojęcia gry na tym instrumencie Skip Spence a pierwszego składu grupy dopełnił bluegrassowy basista Bob Harvey.
Nazwa grupy wzięła się z utworu Donovana „Fat Angel”  z płyty „Sunshine Superman”  z tekstu „Fly Jefferson Airplane, gets you there on time”.
Jefferson Airplane był pierwszym zespołem z San Francisco , który podpisał kontrakt płytowy i we wrześniu 1966 roku wytwórnia RCA wydała debiut grupy .
Jedyną zmianą składu było odejście B.Harveya zastąpionego przez wirtuoza gitary basowej i przyjaciela J.Kaukonena ,Jacka Casady’ego.
Niespodzianką jest zestaw nagrań zaproponowanych przez grupę. Akustyczne, folkowe klimaty połączone z popowa stylistyką nadają ton tej płycie. Do tego dodajmy jeszcze krótkie ale sugestywne solówki Kaukonena .
„Don’t Slip Away” , „And I Like It” , „Run Around”  to urocze piosenki które po wysłuchaniu na długo goszczą w naszych głowach. Te ledwo ponad dwuminutowe perełki ukazują cały kunszt wokalny oraz instrumentalny muzyków. Głównym wokalistą grupy jest M.Balin z małymi wyjątkami. Pierwszym utworem skomponowanym przez P.Kantnera jest „Let Me In” .Utwór ten  to wyrafinowana piosenka w której gitara basowa robi Ci w mózgu potężny odlot w kosmos. Środki halucynogenne są tu zupełnie niepotrzebne i tak jesteśmy już gdzieś w okolicy pasu Oriona. Jedno z najlepszych nagrań w historii grupy. Główną linię wokalną prowadzi tutaj kompozytor. Na płycie mamy trzy covery. Słynny standard  „Tobacco Road” zagrany bardzo oszczędnie ze świetnym wokalem M.Balina wspomaganym przez  S.Anderson , utwór Dina Valente,  muzyka Quicksilver Messenger Service „Let’s Get Together” oraz „Chauffeur Blues” zaśpiewany w całości przez S.Anderson, której głos zbliża się momentami do wokali murzyńskich śpiewaczek ,jak choćby A.Franklin. Tak naprawdę utwór ten pokazuje jaki kawał głosu miała Signe i kto wie?, kto wie? Co byłoby dalej.
Debiut Jeffersona najczęściej gości w moim odtwarzaczu ,prawie dorównuje następnej pozycji „Surrealistic Pillow”  i współgra jeszcze z potężnym killerem koncertowym „Bless Its Pointed Little Head” .

Parę dni temu współzałożyciel Jefferson Airplane , Marty Balin wysłał w świat wiadomość :”Wyobrażam sobie , że Paul obudził się rankiem będąc w niebie , zobaczył Signe i zapytał ją  „Hej co ty tu robisz? Załóżmy zespół””.
Ostatni pożegnalny koncert grupy  z Signe Anderson odbył się 15.października.1966 roku. Wokalistka wróciła do Portland gdzie została szczęśliwą mamą ,śpiewała sporadycznie z big bandem Carla Smitha.  J.Cassidy tak ją wspomina „Miała wspaniały folkowy głos ,który wspaniale brzmiał pomiędzy Paulem i Martynem.” A Jorma Kaukonen tak napisał na swoim blogu „ Signe była jednym z najsilniejszych ludzi jakich w życiu spotkałem. Była naszą matką ,której głos rozsądku wiele znaczył w naszej wspólnej rodzinie”

Spoczywaj w pokoju
Signe Toly Anderson
/15.IX.1941 – 28.I.2016/








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz