2.Down In The Valley
3.Things Get Better
4.Walk On The Wild Side
5.I Keep Forgetting
6.Keep Looking
7.One More Heartache
8.Work Work Work
9.Be My Lady
10.If You Gotta Make A Fool Of Somebody
11.Stop And Think It Over
12.Don't Cry No More
KEEF HARTLEY drms A
JON LORD organ A
MALCOLM POOL bs A
ARTHUR WOOD vcls A
Tak, najpierw wyjaśnię to co
oczywiste, Art Wood był starszym bratem znanego z gry w The Rolling Stones,
Ronniego. W rzeczywistości, podczas gdy młody Ronnie grał w psychodelicznej
grupie Birds, brat Art prowadził The Artwoods, wysoko oceniany rhythm and bluesowy
band, który wspiął się na 35 pozycję na liście przebojów z singlem „I Take What
I Want” i nagrał kolekcjonerski Lp. „Art Gallery”.
Arthur Wood urodził się 7
lipca 1937 roku w West Drayton, Middlesex, jako najstarszy z trzech braci.
Podobnie jak Garfunkel uznał, że pełne imię, które odziedziczył po swoim ojcu
jest staroświeckie i skrócił je na Art, co brzmiało bardziej wzniośle. Początki
jego muzycznej drogi sięgają 1955 roku gdy po powrocie z wojska zajął się
skifflem, wyjeżdżając do Londynu i zakładając swój pierwszy zespół. Gdy rok
1962 nabrał tempa, stał się jednym z wokalistów współtworzących Alexis Korner’s
Blues Incorporated. W kolejnym roku poznał Dereka Griffithsa i Jona Lorda a po
zwerbowaniu basisty Malcolma Poola i perkusisty Keefa Hartleya założył zespół o
nazwie New Art Woods Combo. W niedługim czasie grupa rozwinęła się w jedną z
najbardziej szanowanych i niedocenianych grup bluesowych swoich czasów.
A jakie to były czasy?
Cała piątka grała w
najbardziej wpływowych miejscach, od „Eel Pie Island” do „Klooks Kleek” w
Hampstead, od „Ad-Lib” i „Cromwellian” do rezydencji w „100 Club”. Repertuar
opierał się na płynnym ujęciu amerykańskich coverów bluesowych i rockowych. Art
pobłażliwie zabierał młodszego brata Ronniego na koncerty w Harrow „Railway
Tavern”, gdzie manager Kit Lambert po raz pierwszy zobaczył The Who oraz do
legendarnego „Crawdaddy Club”. Rhythm and blues tworzył swoją siłę i
kształtował środowisko młodych, gniewnych Brytyjczyków. Zarodek Rolling Stones,
The Yardbirds, Manfreda Manna i Johna Mayalla, fermentował wtedy mocniej, z
większym niż kiedykolwiek wcześniej zainteresowaniem. Od klubów takich jak
słynny „Marquee” aż po zaplecza regionalnych pubów, akordy Howlin’ Wolfa spierały się wygodnie z riffami
Lightnin’ Slima, podczas gdy wielbiciele
Charliego Parkera czy Zoota Simsa znaleźli atmosferę na tyle luźną, że mogli
wtłoczyć swoje własne style w ten twórczy strumień.
Sekretna historia muzyki
tamtych lat, krąży wokół rezonansowego brzmienia organów Hammonda, brzmienia które
przybyło z Ameryki
dzięki Jimmy Smithowi. Na
Wyspach największego komercyjnego przełomu dokonał Georgie Fame, ale równie
aktywny był Zoot Money oraz Graham Bond. No i oczywiście organy były istotnym
składnikiem brzmienia The Artwoods.
Jon Lord: „Zacząłem grać na
organach poprzez słuchanie Jimmy’ego Smitha, potem usłyszałem Grahama Bonda. On
był moim mentorem. Uczyłem się od niego”. Z czasem The Artwoods byli silnie
wskazani przez prasę muzyczną jako naturalni następcy liderów The Yardbirds i
The Animals. Pierwszą firmą, która zaczęła węszyć była Decca Records. Efektem
tego było nagranie paru singli, które odniosły spory sukces a także
potwierdziły możliwości muzyków. Największą swoją widoczność osiągnęli The
Artwoods singlem „I Take What I Want” z katalogu wytwórni Stax, co pokazało, że
zespół nie będzie tylko gonił stylu r&b. Tych parę sprzecznych minut
czyniło, że zyskiwałeś pewność siebie idąc przez parkiet w klubie do tej
dziewczyny, którą obserwowałeś, z całą arogancją, którą posiada niewielu z nas.
Rok 1966 przyniósł ich
jedyny długogrający lp zatytułowany „Art Gallery”. Ukazuje on, że muzycy byli
bardzo sprawni i wiedzieli jakimi ścieżkami podążać. Choć (z perspektywy czasu)
błędem wydaje się zamieszczenie na płycie samych coverów, co w porównaniu z
innymi kapelami tamtych lat było już zgrzytem. Ale słuchając płyty możemy
podziwiać mocny, bezpretensjonalny styl wokalny Arta połączony z właściwą,
nieskazitelną osobowością, która trzymała razem zespół. Gitara Dereka gustownie
krzykliwa sprzymierzyła się z aktywnym basem Malcolma Poola, a mocno
zakorzeniony w jazzie styl Hartleya świetnie pasował do wirtuozerskich ataków
Lorda na Hammondzie. Projekt okładki „Art Gallery” zawiera rondo w stylu Mod,
nałożone na zdjęcie z próby grupy, co zapewnia jej kultowość. A wyprodukowany
przez Mike’a Vernona album ukazuje całą świetność zespołu.
Oto otwierający „Can You
Hear Me”, Allena Toussainta, leci wśród
napomnień Arta z grupą dodającą śpiew call and response a mocny riff
gitary i basu dobrze kręci do wyzywającej solówki Lorda na organach. Z kolei
„Down in the Valley” podaje, że będziemy świetnie się bawić słuchając reszty
numerów. Z pewnością na uwagę zwraca „Walk On the Wild Side” wcześniej zagrany
przez Jimmy’ego Smitha. Z pewnością wersja ta zwróciła uwagę Lorda, co tutaj
możemy z przyjemnością zauważyć. Wszak mamy tu wirtuozerski popis Jona, który
od początku istnienia grupy stanowi jej wyróżnik. Zagrany w stylu funk „Be My
Lady” jest drugim instrumentalnym kawałkiem dodającym tylko radoścć ze słuchania
płyty. Mocny, modowy „Don’t Cry No More” ze swoimi szarpanymi rytmami powraca
do techniki call and response znów pozwalając organom grać pierwsze skrzypce.
Ale i Art daje tu swój wielki styl. Tak, mamy tu dwanaście klasowych numerów
cudzego autorstwa, wykonanych do tego rewelacyjnie.
Ale po wydaniu płyty zaczęło
panować poczucie, że być może swój twórczy szczyt minął ich. Melody Maker
sugerował, że „jednym z wielkich mankamentów w dążeniu do sukcesu Artwoods jest
fakt, że wszyscy są miłymi facetami i dobrymi muzykami. Gdyby tylko byli
paskudni i pozbawieni talentu, trafili by na listy przebojów”. No nie!
No cóż. The Artwoods
pozostawili po sobie spuściznę w postaci chłodnego wizerunku Mods a ich
archiwum muzyczne wciąż korzystnie wypada w porównaniu z innymi współczesnymi
zespołami.
Jon Lord: „To było bardzo w
swoim czasie, prawda? Jestem dumny z grania w The Artwoods. To było czterech
czy pięciu młodych muzyków szukających czegoś trochę innego i mieliśmy przy tym
dużo zabawy. Świetna sprawa”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz