niedziela, 3 kwietnia 2022

TIMMOTHY - Strange But True /1972/

 


1. Blue and Grey
2. You're Stayin' Here Tonight
3. A Woman
4. Evil Woman
5. Down Country
6. Rich Get Richer
7. The Sky
8. Good Morning

Bass - Don Scherzer/Lane Vallier
Lead Guitars - Larry Hadsall/Terry Bladecki
Drums - Tom Pfundt/Ham Roth
Guitar and Vocals - Timmothy


Ward, Tim Ward mieszkaniec Bay City, po raz pierwszy pojawił się na scenie muzycznej Michigan jako muzyk zespołu The Ides Of March (nie jest to zespół, który wydał płytę „Vehicle”), garażowo-rockowej grupy nastolatków z Essexville w stanie Michigan. To był wtedy szczyt Beatlemanii, a Ward – wówczas uczęszczający do Garber High School – dopiero zaczynał swoją karierę. Zespół występował w środowisku nastolatków w całym stanie a także w Ohio i Indianie. Później Tim został frontmanem The Blues Company. W latach świetności grupa wydała trzy single, które czasami pojawiają się na różnego rodzaju kompilacjach. Na początku lat 70-tych Ward odnalazł nową pasję, którą stało się pisanie samotnych, folkowych piosenek, umiejętnie wpływających w klimat kawiarnianego folku. I oto pod pseudonimem Timmothy, nagrał i wydał własnym sumptem w 1972 roku przepiękny album solowy „Strange But True”. Jest to poszukiwana przez entuzjastów płyt winylowych prywatna płyta, która powstała w nakładzie zaledwie 300 egzemplarzy. Jest to album, który można uznać za dziwaczną podróż w nieprzyzwoicie mroczny klejnot psychodelicznego folku. Na okładce tego dzieła znajduje się zwykłe czarno-białe zdjęcie Warda i nie jest to typowe zdjęcie promocyjne „gwiazdy rocka”. Z łatwością mogłoby to być przypadkowe zdjęcie z rodzinnego albumu. W jakiś sposób to działa i ma sens w przypadku tej czterdziestominutowej kolekcji intymnych dźwięków. To bardzo samotna, folkowa płyta z mieszanką gitary elektrycznej i akustycznej, basu i perkusji z subtelnymi wpływami bluesa plasująca się gdzieś tam w okolicach wczesnych nagrań Neila Younga. Po obu stronach płyty znalazło się wiele wyróżniających się numerów dla których warto poznać te nagrania i ….zachwycić się nimi.

Oto niebezpiecznie zbliżony do twórczości właśnie Younga otwieracz „Blue and Grey”, ale jest to fantastyczny wstęp. Ten numer to ciężka lirycznie, melancholijna, akustyczna piosenka o osobie, która straciła ukochaną osobę i chce być z nią po „drugiej stronie”. Ward śpiewa o tym, że minęły trzy lata, odkąd widział ją po raz ostatni i chciałby, aby tu była razem z nim. Kolejnym jest folkowy utwór, opowiadający o mężczyźnie, który chce by jego romantyczna wybranka została z nim na noc. Kusi ją łagodnością, czułymi słówkami, mówi, że kocha ją bardziej, ale ona zmienia się i zostawia go samego. Muzycznie przebija pod koniec optymizm i melancholijna aura. Ale już teraz mamy fantastyczne odjazdy w postaci dwóch piosenek. „A Woman” to energetyczna piosenka, mocna osadzona w psychodelii z rozmytą gitarą elektryczną, wyjątkowym wokalem wzmocnionym echem i zabójczą grą perkusisty. Czysta w swej prostocie pieśń brzmi jakby człowiek cieszył się z tego, ze trzyma swoją kobietę za rękę, co powoduje tęskne poczucie bliskości. Świetnie komponuje się to z energicznym klimatem utworu, z uderzeniami perkusji, doskonałymi solówkami gitarowymi i krzykliwym wokalem. Z drugiej strony, choć „Evil Woman” stonował brzmienie, wykorzystując jedynie minimalną ilość gitary, to klimat bagnistego bayou uderza w słuchacza. No ale jest to opowieść o złej kobiecie, która odeszła. Grany jest w swej istocie w postaci jamu, bardzo rytmicznej akustycznej gitarze i perkusji brzmiącej jakby w cieniu. Jednymi z najprzyjemniejszych piosenek na płycie są z pewnością dwa kolejne numery: „Down Country” i „Rich Get Richer”. Pierwsza to wesoły kawałek z żywą gitarą, z szybkimi, country bluesowymi zakrętami i zabawnymi akordami. Miły wokal uatrakcyjnia i tak już fajną melodię. Natomiast „Rich Get Richer” jest oparty na dźwiękach gitary i basu. To ballada mówiąca o tym, jak złe mogą być pieniądze i jak bogaci ciągle się bogacą, a biedni ciągle ubożeją. Tim śpiewa bardzo spokojnie a całość reperuje mocnymi rytmicznymi akordami gitary. Ostatnimi numerami na płycie są kompozycje, z których pierwsza „The Sky” to jeden z najważniejszych punktów albumu. Z gitarą pobudzoną echem, z mocno mieniącym się pogłosie i świetnym wokalem Tima, toczy się w smutku poruszającym każde uciekające sekundy numeru. Ale i słoneczne promienie wychylają się zza chmur, tworząc z całości barwne kolory tęczy. Psychodeliczne nutki buszują w głośnikach i sprawiają, że całość brzmi bardzo ładnie. „Good Morning” to mniej więcej standardowa akustyczna piosenka podparta basem i drugą gitarą. Cały numer jest spokojny, tylko czy na pewno ten dzień będzie dobry?

„Strange But True” to z pewnością zapomniany klejnot, który dzięki zawiłym tekstom, unikalnemu stylowi gry i wokalowi, przy odrobinie czasu i ekspozycji mógłby zostać okrzyknięty klasykiem, jak wiele innych albumów. Dla tych, którzy nieustannie szukają i polują na zapomnianych singer-songwriterów jest to pozycja obowiązkowa.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz