niedziela, 14 marca 2021

SIX FEET UNDER - In Retrospect 1969-1970

 


1 Inspiration in My Head - 2:28
2 Freedom - 4:07
3 What Would You Do? - 3:43
4 Baby I Want to Love You - 8:08
5 In Retrospect - 4:04
6 Fields - 3:04
7 Running Around in the Sun - 3:28
8 Black Movies - 3:20
9 Six Feet Under Theme - 2:46
10 Suzy Q - 6:18
11 City Blues - 5:12
12 In-A-Gadda-Da-Vida (D. Ingle) - 11:52
13 Basement Jam - 0:47
14 Sonix Commercial - 0:58
15 Inspiration in My Head - 2:51
16 Freedom - 4:30
17 What Would You Do? - 5:53
18 Fields - 3:05
19 Boogie Man Bash - 0:44

*Jay Crystal -  Drums
*Nanette DeLaune - Vocals
*Jerry Dobb - Keyboards, Vocals
*Scott Julian - Guitar
*Hector Torres - Drums
*Duane Ulgherait  - Bass
*Richie - Drums (only on track #9)

Jerry Dobb: „Wraz z Scottem postanowiliśmy założyć zespół. Pierwszy nazwaliśmy Marc 5, tak bez powodu, którego nie pamiętam – przecież nie mieliśmy żadnego Marca w grupie. W tym samym czasie dostałem elektroniczne organy firmy Acetone ze wzmacniaczem Kalamazoo a Scott Julian miał gitarę elektryczną i wzmacniacz firmy Epiphone. W skład grupy wchodzą jeszcze Bob Brendel na basie, który nie miał pojęcia jak grać a Scott pokazał mu, jak przebierać palcami, Phil Mazurski na perkusji i jedyny prawdziwy muzyk, Joe „Musky” Muscolino na saksofonie. Mieliśmy w repertuarze około dziesięciu piosenek, w tym „Summertime”, „Tequila” i „Batman Theme”. Gdy kiedyś graliśmy na jakimś przyjęciu prywatnym, ktoś poprosił nas o „Moon River”. Fałszowaliśmy okropnie, ale goście byli zbyt pijani, żeby się tym przejmować. Mieliśmy raptem po trzynaście lat. Wtedy to spotkaliśmy na swojej drodze Pete’a, nie pamiętam nazwiska, który był 17-letnim piosenkarzem i zmieniliśmy nazwę zespołu na Sonix. Pete był entuzjastą rhythm and bluesa i na tapetę wzięliśmy jakie numery jak „I Got You”, „Mustang Sally” i inne soulowe piosenki. Jednak zespół decyduje, że chciałby podążać za bardziej modnym i hipisowskim stylem muzycznym. Pete odchodzi a grupa zmienia nazwę na Six Feet Under. Skąd się wzięła ta nazwa? Chcieliśmy aby nie zaczynała się od „the”. Po jakiejś burzy mózgów ktoś wspomniał o Ten Years After, brytyjskim zespole który nie zaczynał się od „the”. Zaczęliśmy więc wymyślać frazy pasujące do tego wzorca: liczba, rzeczownik i przysłówek. Chcieliśmy też, żeby nazwa była trochę mroczna i nieco groźna, jak Grateful Dead. Ostatecznie ktoś wymyślił Six Feet Under i zdaliśmy sobie sprawę, że to doskonale brzmi. Gdy opadł kurz, mieliśmy już cały skład grupy: Jerry na organach i wokalu, Scott na gitarze, Duane Ulgherait na basie, Tico Torres na pekusji i na wokalu piętnastoletnia Nannette DeLaune. Tico grał na perkusji należącej do jego taty z okolic lat czterdziestych. Bęben basowy był ponad wymiarowy a tam tamy zostały przybite gwoźdźmi do basu. W trakcie występów mieliśmy włożony z przodu bębna basowego piękny obrazek przedstawiający głowę kobiety unoszącej się nad grobem z upiornymi rękami wyciągniętymi do góry. Graliśmy coraz więcej, obejmując tańce, przyjęcia, konkursy walk zespołów i lokalne festiwale w północnym New Jersey i wokół niego. Mieliśmy trochę materiału The Doors, Jimi Hendrixa, Cream i względnie wierną interpretację całego „In-A-Gadda-Da-Vida”. Ale pojawiły się też pierwsze oryginalne piosenki, w tym „The Six Feet Under Theme” i „Karen”. Mniej więcej w tym czasie pojawiła się okazja do nagrywania. Przygotowując się do nagrania zespół grał materiał na który składały się numery Jefferson Airplane, Santana, Ten Years After i Rolling Stones. Występy zatrzymują porywającą wersją „Soul Sacrifice” i piętnastominutową sekwencję piosenek z „Tommy” The Who. Oryginalny materiał zostaje napisany przez Jerry’ego i ćwiczony na żywo. Zaczynamy nagrywanie w Scepter Studios a „Inspiration In My Head” zostaje wydany na singlu. Znajomi i krewni przekonują właściciela lokalnego sklepu z płytami do zamówienia singla i kupują kilkadziesiąt egzemplarzy. Lokalna stacja radiowa nadaje go raz na antenie. Pamiętam słuchaliśmy tego w samochodzie i nie mogliśmy uwierzyć, że jesteśmy w radiu. Ale nic więcej się nie dzieje. Wracamy do studia, nagrywamy więcej piosenek a późną jesienią 1970 roku decydujemy się zamknąć ten rozdział. Jerry zostaje managerem na rynku wideo, Duane zostaje sprzedawcą cukierków a Scott kończy jako szef kuchni w prestiżowym hotelu. Musky ląduje w Utah, gdzie gra w lokalnych bandach. Nie wiem co stało się z Nanette, Jayem, Bobem czy Pete’m. Ale Hector „Tico” Torres, facet, który dla wytwórni nie był wystarczająco dobry aby go nagrywać związał się z młodym chłopakiem z Sayerville o imieniu Jon Bon Jovi i resztę już znacie”.

Ta historia jest podobna do wielu. Tysiące kapel powstałych w tamtych latach przeszło podobne zawirowania. Wielu doświadczyło nagrań wydanych w postaci singli, mnóstwo nie miało nawet tego a nielicznych wydano po latach dzięki zapaleńcom wyszukującym takie cacka. Oczywiście wierzchołek góry lodowej jest znany i dostępny.

„In Retrospect 1969-1970” został wydany w 1998 roku przez wytwórnię „Arf! Arf!”. I o tym wydawnictwie zamieszczę parę zdań.

Nagrania zostały podzielone na: „Studio Recording” i to uważam za właściwą płytę, „Home Recording” oraz „Bonus Tracks”. Ciężkie psychodeliczne kropelki, przyjemny mrok i rozproszona mgiełka LSD wtapia się w te nagrania a wokal Nanette jest cholernie pyszny i wraz z organami dodaje dodatkowego smaku. Te piosenki zdecydowanie odzwierciedlają tamte czasy. „Inspiration in My Head”, „Freedom” i „What Would You Do?” to absolutnie fantastyczne, przesiąknięte kwasem dżemy, natomiast „Baby I Want To Love You”, „In Retrospect” oraz „City Blues” zapewniają niesamowite psychodeliczne momenty. Wszystkie mają buchającą gitarę Juliana i inspirujące klawisze lidera grupy Jerry’ego Dobba. „Home Recording” choć nie jest na tym samym poziomie co studio, to wciąż brzmi całkiem przyjemnie. Ich wykonanie „Suzy Q” jest doskonałe a porywające solo na gitarze topi energię o sile wulkanu. I „In-A-Gadda-Da-Vida” tutaj związany mocno z oryginałem zespołu Iron Butterfly. Ale i tak ciekawy.

Cała praca wykonana została solidnie, tu nie można się przyczepić. Nagrania są bardzo dobre, interesujące i wykonane fantastycznie. Gorąco polecam osobom, które chciałyby, żeby lata 60-te były teraz i którym dźwięki psychodelicznych rozmytych fraz sprawiają ogromną przyjemność.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz