niedziela, 21 lipca 2019

JASON CREST - The Collected Works of Jason Crest 1967-1968


1. Turquoise Tandem Cycle (Clark, Dobson) - 3:43
2. Teagarden Lane (Clark Dobson) - 4:07
3. Patricia's Dream (Sandson, Fryer) - 2:43
4. A Place In The Sun (Clark, Dobson) - 3:24
5. My House Is Burning (Clark, Dobson) - 3:23
6. King Of The Castle (Clark, Dobson) - 2:58
7. The Collected Works Of Justin Crest (Clark, Dobson) - 3:38
8. Black Mass (Clark, Dobson) - 4:46
9. Charge Of The Light Brigade (Clark, Dobson) - 3:03
10.(Here We Go Round) -  The Lemon Tree (Wood) - 3:04
11.You Really Got A Hold On Me (Robinson) - 4:04
12.Two By The Sea (Clark, Dobson) - 2:57
13.Juliano The Bull (Clark, Dobson) - 2:28
14.Education (Clark, Dobson) - 2:38
15.Waterloo Road (Deighan, Wish) - 3:12
16.Good Life (Clark, Dobson) - 2:47

*Terry Clark - Lead vocals
*John Selley - Bass Guitar
*Roger Siggery - Drums
*Terry Dobson - Organ
*Derek Smallcombe - Guitar
*Ron Fowler - Bass



Ta niesamowita kolekcja wszystkich materiałów studyjnych brytyjskiej grupy Jason Crest jest koniecznością w mojej kolekcji. To jest ten rodzaj brytyjskiej psychodelii, który mogę słuchać godzinami a nawet latami.
No dobrze losy grupy były niestety podobne do wielu innych zjawisk pojawiających się w latach sześćdziesiątych. Ile wartościowych kamieni zaginęło z tamtych lat? Ile decyzji niewłaściwie podjętych przez najczęściej pracowników wytwórni płytowych miało miejsce?

Założony przez Terry’ego Clarka i Terry’ego Dobsona w Tonbridge w harbstwie Keny, zespół początkowo znany był jako The Spurlyweeves, 
a nieco później jako The Good Thing Brigade. 
W listopadzie 1967 roku zostali zauważeni przez byłego basistę formacji Four Pennies, który pracował wówczas dla wytwórni A&M i to on załatwił im kontrakt na nagrania. Wtedy już jako Jason Crest rozpoczęli prace nad materiałem. Niestety los sprawił, że pojawiające się single i Epki przepadały, marketing wytwórni był niedbały i niezrozumiały co w końcu doprowadziło do rozpadu niewątpliwie utalentowanego, wzorowo psychodelicznego zespołu, który potrafił pisać i aranżować utwory wydając złote owoce, które miały zostać zapomniane na zawsze. 
Ale w maju 1998 roku ukazał się zbiór tych wszystkich perełek na kompilacyjnym wydaniu zatytułowanym „The Collected Works of Jason Crest”. I to jest pozycja obowiązkowa dla fanów psychodelii.


Płyta zawiera cztery z pięciu singli oraz inne wyniki z ich krótkiej historii. Większość utworów pozostaje w psychodelicznych parametrach, mających solidne harmonie wzbogacone o orkiestracyjne niuanse.
Turquoise Tandem Cycle” będącym bardzo melancholijnym wstępem, opiera swój urok na niesamowicie klimatycznych brzmieniach organ. I ta nuta, która prowadzi cały zarys numeru powoli wnika w każda naszą komórkę i spokojnie w niej osiada. Ta linia harmoniczna zbliżona jest w klimacie do „A Whiter Shade Of Pale”, grupy Procol Harum i oto jaka niekonsekwencja dziejów. Posłuchajcie sobie tych utworów i sami sobie postarajcie się odpowiedzieć, czemu „Turquosie Tandem Cycle” nie został numerem jeden.
Ja nie wiem.
I tak jest z wieloma numerami zespołu Jason Crest. Oto „Teagarden Lane”. Znowu dominują organy ale już słychać piękne frazowanie, ładnie wyeksponowany wokal i dźwięki będące psychodeliczną ucztą. 
A „Patricia’s Dream” trochę utrzymana w klimacie Beatlesowskich dokonań błogo rozlewa się po rowkach płyty natomiast „A Place in the Sun” przygnębia nas swoją samotnością. Te pasaże widoczne w każdym z utworów doprowadzają, ze Jason Crest trzeba postawić na równi z takimi kapelami jak Kaleidoscope czy Nirvana. 
Atrakcyjną linią melodyczną w „My House is Burning” muzycy otwierają kolejne stopnia podium, wprowadzając lekkie elementy wodewilowe coraz głębiej zapuszczają się w brytyjską tradycję. Melancholijne klejnoty nie pogrążają nas w patosie, pozwalają maszerować przed siebie z podniesioną głową. Trzeba zatrzymać się na nagraniu „Black Mass” będącym innym rodzajem psychodelicznej otwartości. Zaaranżowany w trakcie utworu śmiech schizofrenika budzi niepokój i nawet spokojny wokal nie zatrzymuje tego ciężkiego oddechu. Do tego gdy dochodzą muzyczne nakładki strach owija nasz umysł i nic nie możesz już zrobić. Koszmary wypełniają każdą przestrzeń otaczającego świata. Nic nie możesz już zrobić.
Ale wraz następnym numerem „Charge of the Light Brigade” zaczynamy lekko inną podróż niż wcześniejsze nagrania. Tutaj już odzywa się sfuzzowana gitara chociaż organy nadal dominują. Mamy kolejne kamienie nawleczone na psychodeliczny naszyjnik epoki. 
Grupa pokusiła się na zrobienie dwóch coverów w trakcie swojej działalności. „You Really Got a Hold on Me”, Smokey Robinsona oraz „(Here We Go Round) the Lemon Trees”, Roya Wooda. Oba intrygujące, będące wspaniałym uzupełnieniem i pokazaniem wrażliwości muzyków.
Humor chłopaków Jason Crest widoczny został w numerze „Waterloo Road” zaśpiewanym w luźnej pubowej atmosferze, podejrzanie brzmiącej przy piwie. To też nie był przebój, to też zostało zapomniane. Ale nie. Otóż francuski piosenkarz Joe Dassin przepisał ten tytuł z Londynu do Paryża i jako „Les Champs-Elysees” stworzył klasykę, która stała się numerem jeden we Francji w 1969 roku. Oczywiście zespół nie miał o tym pojęcia.
No cóż. Kontrakt wygasł i drogi muzyków rozeszły się. Terry Clark zaczął występować z grupą Orang-Utan, basista Seeley pracował z Les Humhries Singers a gitarzysta Smallcombe grał w Samuel Prody.
Pozostało szesnaście nagrań, grupy Jason Crest, która gdyby wiatry odpowiednio powiały mocno podpierałaby fundament brytyjskiej psychodelicznej sceny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz