niedziela, 9 maja 2021

NIGHT SHADOW - The Square Root of Two /1968/

 


1. Prologue
2. So Much
3. In the Air
4. Plenty of Trouble
5. I Can't Believe
6. 60 Second Swinger
7. Illusion
8. Anything But Lies
9. Turned On
10. The Hot Rod Song
11. The Hot Dog Man







The Night Shadow byli jednym z pierwszych i najdłużej działających zespołów garażowych. Swoją drogę rozpoczęli w latach 50-tych, wywodząc się z Atlanty w stanie Georgia a swój pierwszy rozgłos zdobyli, wydając brudny, perwersyjny garażowy singiel „Garbage Man”. Jednak wczesne lata 60-te nie były łaskawe dla The Night Shadow. Pojawiły się różne zmiany w składzie zespołu a przez to zaistniała pewna niespójność. Potem pojawiły się single zainspirowane zespołami Brytyjskiej Inwazji, pojawiły się sprzężenia zwrotne i inne aktualne techniki nagrywania. W 1966 roku nowy, odrodzony The Night Shadow wydał znakomity singiel „60 Second Swinger”. Utrzymany w klimacie The Seeds mniej więcej z tego samego okresu ale był bardziej doświadczony i sprawniejszy instrumentalnie. A w 1968 roku wyszło garażowe arcydzieło „Square Root of Two”. To kilka nagranych na nowo psychodelicznych interpretacji wcześniejszych singli wraz z aktualnymi kompozycjami.

WOW! co za pieprzona jazda.

Jedenaście piosenek, wsteczne taśmy, fazowanie gitarami, zwariowany wokal i całość utrzymana w acid punku wręcz powinna zaistnieć i mieć się dobrze na rynku. Nie wiem, znowu, dlaczego? kolejne nagrania przepadają, kolejny zespół istnieje tylko wśród nielicznej rzeszy maniaków muzycznych. Weźmy taki „I Can’t Believe”. Numer trwa dziewięć i pół minuty i wypełniają go niesamowite gitarowe solówki oraz wokalne wycia Little Phila. Świetna sprawa. Więcej takich utworów. Posłuchajcie jak to wszystko działa, pomimo chyba błędu w trakcie nagrania, gdzie jedna z solówek jest ewidentnie bardzo schowana w tle, a może tak miało być? W każdym razie czasami zazębiające się potrójne sola gitarowe fantastycznie prowadzą cały utwór. I oczywiście są to gitarowe podjazdy utrzymujące napęd numeru na najwyższych obrotach. Albo taki „Anything But Lies”. Rhythm and Bluesowe intro już napędza całość a wokale, zniekształcone, wściekle atakują resztę numeru mistrzowsko utrzymując go w psychodelicznym chaosie. I do tego te riffy, pewnie pomylili się, zamiast do wzmacniacza podłączone je do młota pneumatycznego. I oto efekt!

A tu mamy typowy klasyk garażowej psychodelii, „So Much”. Wyróżnia się brudną perfekcją a świetna kłująca kwaśna gitara pogłębia nastrój paranoi. To spokojnie powinno stać w jednym rzędzie z numerami Roky Ericksona i jego The 13th Floor Elevators. Nikczemny wokal Phila w zaledwie dwuminutowym „Plenty of Trouble” brzmi jak diabelska pieśń otoczona zimną klatką schodową a klasyczny „60 Second Swinger” przekształca się w mocne, bluesowe szuflady garażowe z wirującymi organami, tego fani garażowej psychodelii nie mogą przegapić.

Absolutnie niesamowita płyta i niezbędna w każdej garażowej płytotece. 









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz