środa, 5 grudnia 2018

KAK - Kak /1969/


01. HCO 97658
02. Everything's Changing
03. Electric Sailor
04. Disbelievin'
05. I've Got Time
06. Flowing By
07. Bryte 'N' Clear Day
08. Trieulogy
09. Lemonaide Kid

*Dehner C. Patten - lead guitar, vocals
*Gary L. Yoder - acoustic guitar, rhythm guitar, vocals
*Joseph D. Damrell - bass guitar, sitar, tambourine, vocals
*Christopher A. Lockheed - drums, tabla, harpsichord, maraccas, vocals



Niektóre płyty artystyczne płynnie przepływają z jednej epoki do drugiej, podczas gdy inna muzyka zostaje zamknięta w kuli czasu i znana jest tylko garstce ludzi. Ta zamknięta w ramie czasowej, w momencie tworzenia często nie widzi światła dziennego… dopiero szperacze coś odkryją, znajdą, zainteresują jakąś niezależną wytwórnię i wydadzą na świat po raz wtóry, a wielu jak już znajdzie i wysłucha to na pewno nie będzie żałować.
Takim zespołem jest amerykańska grupa KAK, której płyta wydana w 1969 roku przez Epic Records zasługuje na miano arcydzieła amerykańskiego psychodelicznego rocka. 
Zespół powstał w San Francisco a jego założycielem i liderem był Gary Yoder, znany z późniejszej współpracy z bardziej znaną grupą Blue Cheer. 
KAK zaistniał na muzycznej mapie tylko przez chwilę ale jestem pewien, że gdyby dostał więcej czasu mógł stać się siłą, z którą trzeba by było się liczyć… ale taka jest historia rock and rolla.
Wiele grup z tamtej epoki mocno zakorzenionych było w elektrycznym bluesie, z dodatkiem rozszerzonych gitarowych riffów oraz wszelkich efektów w studio. Wychodziła z tego muzyka. Nie ukrywam, muzyka, którą lubię najbardziej słuchać.
KAK był oryginalnym zespołem, utrzymującym się w klimatach Moby Grape, Country Joe & The Fish czy nawet Grateful Dead. 
Czyste brzmienie, oparte na prostych zmianach akordów i strukturach nawiązujących do gustownego gitarowego rocka i melodyjnego alternatywnego country – oto muzyka zespołu KAK, będąca wytwornym psychodelicznym smakiem.
Niestety po ukazaniu się albumu, płyta nie otrzymała żadnej promocji i sprzedała się tylko w kilkuset egzemplarzach. Pomimo tego jest to jeden z klejnotów tamtych czasów.
Słuchając już z początku wprowadzającego „HCO 97658” możesz być lekko zdezorientowany. Kapitalny początek płyty z ostrą zadziorną solówką, raptem kończy się na wyciszeniu po minucie i czterdziestu sekundach. Dlaczego? Przecież tu jest idealne wyjście do improwizacji, to może trwać sporo czasu. Ta krwawiąca gitara jeszcze ma ranę otwartą, jeszcze jej daleko do całkowitego końca. No cóż. Za to drugi numer „Everything’s Changing” należy do najlepszych na płycie. O, tutaj już gitara idzie, już czasami dotyka improwizacji przy czym świetnie towarzyszy jej bas. Tu wszystko jest idealne. Wokal prowadzący Yondera a w tle harmonie wokalne innych muzyków, gitara Pattena działa w sposób szczególny i zapowiada, że tego na tej płycie nie zabraknie.
Electric Sailor” to kolejna perła z prezentowanych piosenek, prawdziwy rocker gitarowej psychodelii a następny „Disbelievin’” zbudowany na powtarzających się riffach ma bardziej bluesowy charakter. Te utwory naprawdę kołyszą. Środkowa część tego albumu zawiera ballady pochodzące z folkowych nut. „I’ve Got Time” i „Flowing By” to naprawdę piękne rzeczy, a jak się wsłuchasz to poznasz te emocje płynące z serca.
Tu nie ma słabych momentów. Różnorodność płynąca z każdego rowka płyty, sprawia, że jest to wspaniałe uczucie. Nie pozostaje nic innego tylko poznać i słuchać.
Kończący płytę „Lemonaide Kid” to folkowe sześciominutowe dzieło unoszące się w kwasowych oparach, a do tego pełne wyluzowania i prowadzące ku beztroskiej drodze…. prosto do domu.
Nie sposób pisząc o tej płycie nie wspomnieć o ośmiominutowym numerze „Trieulogy”, który składa się z trzech części i jest prawdziwym psychodelicznym klasykiem. Pamiętacie „Happy Trails”, zespołu Quicksilver Messenger Service? „Trieulogy” nie ma prawa wstydzić się. Posłuchaj tej gitary pełznącej przez cały utwór, nie zatrzymującej się ani na chwilę, wybijającej otwór w nowej płaszczyźnie owianej kalejdoskopowym nastrojem. Patten ujawnia całą swoją wyobraźnię, zabiera ciebie w tę jazdę i doprowadza do sielankowych uczuć, które towarzyszą ci do końca.
Nieźle jak na 1969 rok, biorąc pod uwagę, że większość klasyków psychodelii powstała w 1967 lub 1968 roku.
Jak to się stało, że tak wiele z najlepszych psychodelicznych grup stworzyło tylko jeden album???
Odpowiedź zna tylko wiatr.






2 komentarze:

  1. Fantastyczny album! Od dawna chciałem go kupić, ale w ostatnim momencie wyskakiwało coś "ważniejszego". Tym razem już nie odpuszczam. Właśnie złożyłem zamówienie - płyta przyjdzie jeszcze przed Świętami!A to dzięki Tobie i powyższego tekstu. Tym samym przyczyniłeś się Grzesiu do powiększenia mojej kolekcji (ha,ha,ha). Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam tą wersję co opisałem ale wyszła też Kak-Ola rozszerzona. Czyli przyczyniłem się do świątecznego prezentu. To miło:)

    OdpowiedzUsuń