niedziela, 4 listopada 2018

BOB DYLAN - New Morning /1970/


  1. If Not For You
  2. Day of the Locusts
  3. Time Passes Slowly
  4. Went to See the Gypsy
  5. Winterlude
  6. If Dogs Run Free
  7. New Morning
  8. Sign on the Window
  9. One More Weekend
  10. The Man in Me
  11. Three Angels
  12. Father of Night

Dylan: „Mieliśmy kilka nagrań do „New Morning”, zanim jeszcze wyszedł longplay „Self Portrait”. Wcale nie powiedziałem: „ O Boże, nie podoba mi się to, więc zrobię coś innego”. Nie było tak. To, że te płyty wyszły tak szybko po sobie, było tylko zbiegiem okoliczności”.
W maju 1970 roku, George Harrison przyjechał do Nowego Jorku i zatelefonował do Dylana w celu umówienia się na wspólną sesje nagraniową. Jednak prawdziwym problemem był brak dostatecznie dobrych utworów, które można by nagrać. Większą część sesji zajęły przymiarki do starych numerów Dylana. Chociaż nagrano przynajmniej trzy premierowe kompozycje-”If Not For You”, „Working on a Guru” i nieznaną piosenkę, to tylko pierwsza z nich wchodziła właściwie przy ustalaniu repertuaru do „New Morning”. Jednak Dylan nadal pracował nad nowym albumem i na początku czerwca nagrał nową wersję „If Not For You”(znaną z płyty) oraz jeszcze jeden dojrzały numer ”Time Passes Slowly”, a w nagraniu udział wzięli dwaj jego dawni współpracownicy, Harvey Brooks na basie i Al Kooper na gitarze. 
„If Not For You” przedstawia nam się jako prosty utwór, ale strasznie chwytliwy, napędzany gitarą w okolice folkowe. Jest bardzo przyjemny dla ucha. Nic dziwnego, że swoją wersję tego numeru zaprezentował Harrison na genialnym swoim solowym albumie „All Things Must Pass”.
W sierpniu Dylan zebrał w Nowym Jorku tak znanych muzyków, jak Al Kooper, Ron Cornelius, Dave Bromberg i Charlie Daniels, by wzięli udział w trwających tydzień sesjach nagraniowych.
Po zakończeniu sesji problem pojawił się jak najlepiej zaprezentować te piosenki. Dobór utworów i miksowanie stały się torturą. Al Kooper, który pełnił rolę współproducenta, dostawał szału wskutek niezdecydowania Dylana.
Al Kooper: „Kiedy skończyłem ten album, nie miałem ochoty więcej z nim rozmawiać. Była inna wersja „Went to See the Gypsy”. Kiedy zacząłem nad tym pracować, wpadłem na pomysł, jak to zaaranżować, więc powiedział mu: „Pozwól mi to opracować, a potem będziesz mógł nałożyć wokal”. No i zmiksowałem ten kawałek i wyszło mi to naprawdę dobrze. Brzmiało ja Cream. A on wszedł do studia i udawał, że nie rozumie w którym miejscu ma śpiewać. „Nie mogę śpiewać z tym miksem”. Ale tak naprawdę to mógł to zrobić, bo wziąłem metrum z oryginału”.
Kiedy w październiku 1970 roku płyta „New Morning” ukazała się na rynku, wzbudziła łatwy do przewidzenia zachwyt. Wydaje się, że w tym nagraniu Dylan znalazł wyjątkową równowagę między swoim starym folk-rockowym stylem a nowym, country-rockowym. Dylan tutaj gra dużo na pianinie i wychodzi mu to całkiem nieźle. A teksty są pochwałą jego żony, Sary i szczęścia jakie znalazł u jej boku.
Gdyby nie ty, moje niebo spadłoby/deszcz też zebrałby się/Bez twojej miłości nie było by mnie/Och, co zrobiłbym/Gdyby nie ty”.
Ta płyta to oświadczenie Dylana o spokoju, radości życia, szczęściu i kruchych spraw których jesteśmy świadkami na co dzień. Słuchając tej muzyki rozkoszujesz się śpiewem ptaków, zamiast zastanawiać się, dlaczego to robią i dlaczego to słyszysz, to proste siedzenie na zewnątrz, pośrodku poranka, który może rozjaśnić ci resztę dnia.
Czy nie słyszysz piania koguta/królika przebiegającego drogę/Pod mostem gdzie przepływa woda/Jestem bardzo szczęśliwy widząc cię uśmiechniętą/Pod błękitnym niebem/W ten kolejny poranek/Kolejny poranek/W ten kolejny poranek z tobą”.
Pomimo niezdecydowania Dylana co do miksu, powstała wspaniała płyta a tytułowy numer mocno siedzi w klimacie innego arcydzieła „Highway 61 Revisited”.
Krótko mówiąc „New Morning” to genialnie przyjemny album, inspirowany ogólnym szczęściem. Jest to jedna z nielicznych prawdziwie radosnych płyt, która sama w sobie prowadzi nas ścieżkami szczęścia by cieszyć się chwilą i złapać kolejny poranny promień słońca.





2 komentarze:

  1. Jak ja się cieszę, że jest jeszcze ktoś kto prezentuje wczesne płyty Boba Dylana! Dylan zajmował w moim sercu duuużo miejsca. To było w czasach szkoły średniej (czyli wieki temu) i byłem na punkcie jego płyt totalnie zakręcony. W radiowej "Trójce" któryś z prezenterów grał jego płyty i tłumaczył teksty. Odlot! Audycje nagrywałem na szpulowym magnetofonie, a potem przepisywałem je do zeszytu. Było tego sporo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz trudno się słucha faceta z gitarą i harmonijką coś tam smędzącego pod nosem ale... otóż to teksty z pierwszych sześciu płyt są rewelacyjne i dopiero jak je poznałem (wczesne lata 80-te, dzięki rock-serwis, który na zwykłym ksero odbijał te wiersze) to załapałem. Masz rację to jest po prostu coś cholernie ludzkiego i amerykańskiego. A późniejsze płyty Mistrza miałem ale słuchałem i tyle ,dopiero jak zacząłem je opisywać to wyłapałem wiele perełek.

    OdpowiedzUsuń