środa, 7 marca 2018

APHRODITE'S CHILD - It's Five O'clock /1969/


1. It's Five O'Clock (R. Francis, Vangelis) - 3:31
2. Wake Up (R. Francis, E. Papathanassiou) - 4:04
3. Take Your Time (R. Francis, E. Papathanassiou) - 2:39
4. Annabella (R. Adams, Demis Roussos) - 3:45
5. Let Me Love, Let Me Live (R. Francis, Lucas Sideras) - 4:43
6. Funky Mary (Papathanassiou, Sideras) - 4:11
7. Good Time So Fine (V. Johnson, E. Papathanassiou) - 2:45
8. Marie Jolie (R. Francis, Papathanassiou) - 4:41
9. Such a Funny Night (R. Adams, Papathanassiou) - 4:34

*Demis Roussos - Bass, Guitars, Vocals
*Vangelis Papathanassiou - Bass, Keyboards
*Lucas Sideras - Drums, Percussion


Krótka historia Aphrodite’s Child rozpoczyna się w 1967 roku, kiedy basista i wokalista Demis Roussos i potężny perkusista Lucas Sideras spotykają na swojej drodze multiinstrumentalistę Vangelisa, który akurat opuścił swoją pierwszą formację Forminxs. Kilka miesięcy później trzej muzycy dołączyli w Paryżu do gitarzysty Silver Koulouris i postanowili wspólnie założyć nowy band, który miał zaoferować publiczności mieszankę tradycyjnej greckiej muzyki z zachodnią psychodelią. Niestety muzycy podpisali bardzo niekorzystny kontrakt płytowy a dodatkowo Silver Kouloris dostał powołanie do wojska i musiał odejść z grupy. Funkcję gitarzysty przejął Roussos. Osobliwe brzmienie zawarte na dwóch pierwszych płytach zyskało spore grono sympatyków jednak największy rozgłos przyniosła grupie płyta ”666”  niestety wydana w 1972 roku, gdy zespołu już nie było. Po jej rozpadzie Roussos został wokalistą popowym a Vangelis jednym z czołowych twórców muzyki elektronicznej.
Moim faworytem wśród płyt Aphrodite’s Child jest drugi lp zespołu zatytułowany „It’s Five O’clock”, który zaczyna się mocnym wejściem tytułowego numeru. Dlaczego to nie był wielki przebój światowy? Świetny, charakterystyczny wokal Roussosa występujący na tle pasaży klawiatury Vangelisa oddaje klimat psychodelicznego popu końca lat sześćdziesiątych. Część środkowa utworu budzi skojarzenia z „A Whiter Shade Of Pale” zespołu Procol Harum. 
Ciekawie prezentują się nawiązujące do psychodelicznego okresu The Beatles numery „Wake Up” i „Let Me Love, Let Me Live”. Są to małe perełki w stylu flower power. A nie zabrakło też na płycie wycieczki w stronę country music. Utwór „Take your time” zaśpiewany przez Roussosa bez jego charakterystycznego falsetu wcale nie razi, wręcz, bardzo tu pasuje.

Hm, „Funky Mary” wskazuje kierunek w jakim grupa podążyła na swojej trzeciej płycie. Utwór eksperymentalny oparty na perkusji z bluesowym wokalem do tego w tle pojawia się grany przez Vangelisa dźwięk wibrafonu zabiera nas w etniczną podróż na sam kraniec świata. Wielkim atutem Roussosa jest jego wokal, który najpełniej objawił nam się w przepięknej kwasowej balladzie „Marie Jolie”. Jest to melodyjna piosenka z elementami ludowymi. Jest to też jedyny utwór na płycie, na którym widoczne są greckie korzenie. Gdyby jeszcze zamiast dwunastostrunowej gitary muzycy użyli bouzuki. Ale i tak „Marie Jolie” odjeżdża melancholijnym wokalem i senną atmosferą utraconych młodzieńczych lat. W klimacie psychodelii skradającej się pośród morskich fal utrzymana jest piosenka „Annabella” w której znowu główną rolę odgrywa wokal Roussosa wpasowany idealnie w podkład Vangelisa. Radosna piosenka ludowa „Such A Funny Thing”, kończy drugą płytę zespołu Aphrodite’s Child. Bouzuki, flet, fortepian zabierają nas na łąkę pełną cudacznych postaci, które wirują trzymając się za ręce i swawolnie plumkają wśród kolorowych kwiatów. Nic nie stoi na przeszkodzie, abyś dołączył do nich i bawił się beztrosko, póki jeszcze czekają na ciebie. Za chwilę skończy się zabawa a wir życia dopadnie cię i te krótkie chwile szczęścia zabierze. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz