środa, 2 sierpnia 2017

JERRY GARCIA - Garcia /1972/


  • Deal (Jerry Garcia / Robert Hunter)
  • Bird Song (Jerry Garcia / Robert Hunter)
  • Sugaree (Jerry Garcia / Robert Hunter)
  • Loser (Jerry Garcia / Robert Hunter)
  • Late For Supper (Jerry Garcia)
  • Spidergawd (Jerry Garcia / Bill Kreutzmann / Robert Hunter)
  • Eep Hour (Jerry Garcia / Bill Kreutzmann)
  • To Lay Me Down (Jerry Garcia / Robert Hunter)
  • An Odd Little Place (Jerry Garcia / Bill Kreutzmann)
  • The Wheel (Jerry Garcia / Robert Hunter / Bill Kreutzmann)
  • Jerry Garcia - acoustic guitar, electric guitar, pedal steel guitar, bass, piano, organ, samples, vocals
  • Bill Kreutzmann - drums
Jerry Garcia powiedział kiedyś, że „Garcia” to zbiór lekkich, pełnych optymizmu, luźnych i otwartych utworów, które nagrał na swoim pierwszym solowym albumie. Zawsze gdy słucham tej płyty to reaguje pozytywnie na czułe i pełne wrażliwości granie Jerry’ego. I to nie tylko dlatego, że jestem jego wielkim fanem, ale też dlatego, że zaszło to daleko, pokonując po drodze wiele mil by na ostatku przytulić się do wielkich krain muzycznych i spokojnie oddać się wieczornej nocy. Ten pierwszy solowy album Garcii jest dosłownie solowy. Posiadając umiejętności gry na wielu instrumentach muzyk nagrał je sam na płycie z wyjątkiem perkusji. Jest ona obsługiwana przez wesołego perkusistę Grateful Dead, Billa Kreutzmanna. Jego gra jest taka jak ma być, bez żadnego dodatkowego dźwięku. Jest tak stała i solidna, że żadne trzęsienie ziemi nie wzruszy tej rytmiki. Album ukazuje intuicyjnie wyczuwalna grę Garcii na pedal steel gitar, co właśnie tworzy niezwykły nastrój na płycie.
Chociaż mamy tu także przerywnik bardziej eksperymentalny, który w macierzystej kapeli zostanie wykorzystywany w latach 80-tych pod nazwą space.
„Garcia” została nagrana w 1972 roku i znajdujemy na niej ślady tych najbardziej optymistycznych płyt grupy Grateful Dead. A więc blisko tu do „Workingsman’s Dead” oraz „American Beauty”. Oszczędne zagrane w spokojnym tonie praktycznie wszystkie utwory cechuje taka radość. No i wokal. To zbiór utworów zaśpiewanych najlepiej przez Jerry’ego.
„Deal” zagrany w umiarkowanym tempie, lekko countrowy, podobnie jak „Loser” właśnie zwraca uwagę na wokal i grę na pedal steel gitar. No jest tu też przecież wielki „Sugaree”, który stał się wielkim klasykiem Grateful Dead. Grany na koncertach osiągał czasami i siedemnaście minut. To jedna z moich ulubionych piosenek. A jest też i „Bird Song” znany nam z płyty „Reckoning” w wersji akustycznej. Tutaj zagrany w klimacie bluesowo psychodelicznym z organami na pierwszym planie.
„Late for Supper”, „Spidergawd” oraz „Eep Hour” to podróż ku nocnej przestrzeni. To najbardziej psychodeliczna część płyty. Przetworzony fortepian, który wybucha jak supernowa i rozchodzi się łagodnie po kosmicznych wzgórzach łączy nagrane różne odgłosy otaczającego nas świata w całość. Ale to nie jest spokojne. To wychyla się z mroku by wprowadzić niepokój. Na krótko. Wspaniała partia łagodnego fortepianu przy spokojnej perkusji nagle otula nas i ochrania. Nic już nam nie grozi. Spokojne gwiazdy wirują wśród ciepłej nocy. I ta leniwa gra na gitarze doprowadzająca nas do kolejnego numeru. „To Lay Me Down” to piosenka miłosna. Otwiera ją przyjemna gra na pianinie otulonym linią basu. Wkrótce pojawia się pedal steel gitar oraz łagodne brzmienie Hammonda. Tekst jest pełen emocji. Och! Posłuchaj tej linii granej przez Jerry’ego. To samo już powoduje dreszcze. I kończy się powolnym wejściem w głębinę.
No i „The Wheel” opowiadający aby życ swoim życiem i nie bać się. Kolejny raz łagodne dźwięki prowadzą nas ku tym przestrzeniom, oddalonym o wiele mil. Ale przecież docieramy tam. W nocy. Ciekawe, czy ktoś zastanawiał się nad tym, czy noc czuje? A może tak naprawdę wcale jej nie ma, tylko my śnimy o niej.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz