środa, 21 czerwca 2017

SPIRIT - Spirit /1968/


  1. Fresh-Garbage
  2. Uncle Jack
  3. Mechanical World
  4. Taurus
  5. Girl In Your Eye
  6. Straight Arrow
  7. Topanga Windows
  8. Gramophone Man
  9. Water Woman
  10. The Great Canyon Fire In General
  11. Elijah
- Jay Ferguson / lead vocals, percussion
- Randy California / guitars, backing vocals
- John Locke / keyboards
- Mark Andes / bass, backing vocals
- Ed Cassidy / drums, percussion

With:

- Marty Paich / string & horns arranger

W kwietniu 1966 roku Randy wraz z rodzicami osiedlił się w Nowym Jorku blisko studia nagraniowego Waltera Beckera ( późniejszego muzyka Steely Dan). 
Jego gitara w trakcie podróży gdzieś się zapodziała, wiec Randy poszedł kupić nowy instrument do Manny’s Music na Manhattanie. Tam poznał jamującego na stratocasterze Jimi Hendrixa. Szybko się dogadali i już po paru minutach razem spędzili kilka godzin wygrywając na gitarach różne kawałki. Hendrix będąc pod wrażeniem gry młodzieńca zaproponował mu dołączenie do swojej grupy Jimi James & Blue Flames. Przez trzy miesiące grali oni razem w klubie Wha w Greenwich Village, ale jesienią Jimi otrzymał propozycję nagrania płyty w Wielkiej Brytanii. 
Niestety rodzice piętnastoletniego Randy’ego nie pozwolili mu jechać z Hendrixem do Anglii. Pozostali nadal w kontakcie a Randy wraz z rodziną powrócił za jakiś czas na Zachodnie Wybrzeże.
Wiosną 1967 roku Randy California wraz ze swoim ojczymem Ed Cassidym zdecydował się na założenie własnego zespołu. Po dokooptowaniu Fergusona, Andesa i Locka powstała grupa, której lider nadał nazwę Spirit.

Rok później wydany został debiut zespołu i jest to niesamowicie tajemnicza brzmieniowo płyta. Bardzo mocno osadzona w latach sześćdziesiątych wyróżnia się pewnym wyrafinowaniem utworów. Dużo elementów jazzowych wypełnia tą muzykę, wystarczy abyą tylko otworzył się na nią i wchłonął ją całym sobą. 
„Fresh Garbage” podobnie jak kilka innych numerów z płyty zaczyna się wręcz popową zwrotką by w środkowej części przejść do jazzowej improwizowanej wstawki. Można powiedzieć, że to taki hard rockowy jazz. 
Bardzo psychodeliczną piosenką jest „Uncle Jack” nawiązujący do twórczości The Who. Jest to fajny numer i należy do najbardziej optymistycznych nagrań Spirit. 
Nie sposób nie wspomnieć, przy okazji kolejnego nagrania, speca od aranżacji orkiestrowej. Marty Paich zajął się tą sprawą i wyszło mu to doskonale. W „Mechanical World” właśnie niesamowita orkiestracja wchodzi w gitarę Californii i tworzy jedną z najbardziej intensywnych piosenek na całym albumie. Tutaj California fantastycznie buduje nastrój i atakuje swoją grą nasze układy percepcyjne, a w tle Paich robi niesamowite rzeczy by pod koniec wszystko wyciszyć. 
„Taurus”, krótka miniaturka czyni z nas osamotnionego jeźdźca przebijającego się przez zaśnieżone wzgórza aby dotrzeć na szczyt, by zobaczyć ten niesamowity obraz. California nie popisuje się swoją grą ale tworzy solówki bardzo dziwne, psychodeliczne i mające wiele wspólnego z jazzową atmosferą. Płytę kończy prawie dziesięciominutowy utwór „Elijah”, wyróżniający się swobodą, wręcz free jazzową, ale jeszcze możliwą do słuchania. Zespół zebrał wszystkie dźwięki albumu w jedną całość a do tego każdy z muzyków ma parę chwil na improwizacje. Leciutkie drgania pianina Locka, do tego wysublimowane, pełne odjechanych fraz gitary, stonowane solo na perkusji i basowe lekkie zagrywki Andesa wieńczą pierwsza płytę zespołu, zespołu bez którego scena psychodeliczna byłaby bardzo uboga.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz