środa, 15 marca 2017

THE YARDBIRDS - Five Live Yardbirds /1964/


1.Too Much Monkey Business (C. Berry) - 3.52
2. I Got Love If You Want It (Moore) - 2.40
3. Smokestack Lightning (C. Burnett) - 5.35
4. Good Morning Little Schoolgirl (Demarais) - 2.44
5. Respectable (Isley, Isley, Isley) - 5.35
6. Five Long Years (E. Boyd) - 5.21
7. Pretty Girl (E. McDaniels) - 3.00
8. Louise (John Lee Hooker) - 3.43
9. I'm A Man (E. McDaniels) - 4.33
10. Here'tis(E. McDaniels) - 5.10

*Eric Clapton – Lead Guitar, Vocals
*Chris Dreja – Rhythm Guitar
*Jim McCarty – Drums
*Keith Relf – Lead Vocals Harmonica, Maracas
*Paul "Sam" Samwell-Smith – Bass Guitar, Vocals


The Yardbirds są zespołem o którym wielu ludzi słyszało ale tylko pod kątem prostych, chwytliwych piosenek ery początków tzw. brytyjskiej inwazji. Z łatwością można sięgnąć do wydawnictw typu Greatest Hits, których jest dużo i ponucić sobie „For Your Love” czy „Still I’m Sad”. Dopiero w dobie kompaktowych reedycji możemy oprócz oryginalnego materiału posłuchać mnóstwa dodatkowych nagrań. 
Najczęściej zespół ten jest kojarzony z trzema nazwiskami: Eric Clapton, Jeff Beck i Jimmy Page. Pierwszym gitarzystą grupy był Clapton i to co zdążył zaprezentować nam na debiutanckiej płycie grupy jest wielkim kopem w muzyce rockowej. 
Gdy The Yardbirds, za sprawą managera którym był Georgio Gomelsky zwróciła się w stronę bardziej komercyjnych utworów Clapton podziękował za współpracę i odszedł do grupy Johna Mayalla. Na jego miejsce przyszedł Beck, który popchnął zespół na nieznane wody przekształcając swoją gitarę w bezlitosną maszynę do eksperymentowania. Hard rockowe „Train Kept A Rollin’”, psychodeliczne „Shapes Of Things” czy nawet lekko prog rockowe „Still I’m Sad” to utwory dzięki którym grupa miała coraz więcej fanów po obu stronach Atlantyku. Niestety kłótnie wewnątrz zespołu i brak spodziewanych sukcesów doprowadziły do zmiany gitarzysty. Jeszcze w kilku utworach możemy usłyszeć wspaniały duet Becka z Page’em ale to była chwila. No i właśnie Jimmy Page trzeci z gitarzystów wprowadził do 
The Yardbirds swoje pomysły i swoje rządy co nie spodobało się reszcie muzyków. 
A szkoda bo płyta „Little Games” jest mocną pozycją w kategorii psychodelicznego mirażu. Gdy w 1968 roku zespół przestał istnieć Page z bagażem pomysłów nie mogąc zrealizować ich z grupą otworzył nowy rozdział w historii muzyki rockowej. 
Na zgliszczach The Yardbirds powstał gigant Led Zeppelin. Natomiast Keith Relf i Jim McCarthy założyli progresywną formację Renaissance.
Ale żaden fan wielkiej bluesowej gitary nie powinien przeoczyć tego pierwszego etapu grania The Yardbirds. Wczesne dni Erica „Slowhand” Claptona jeszcze wtedy nie Boga gitary warte są poznania. 
Jest 20 marzec 1964 roku klub Marquee w Londynie. Pięciu młodych chłopaków ubranych w garnitury, zainstalowanych na scenie rozpoczyna swoje granie. Grupa jest jeszcze na dotarciu, własnego repertuaru jeszcze nie ma więc trzeba grać standardy. Rhythm & blues i rock’n’roll dominują w repertuarze. 
Zaczynają od „Too Much Monkey Business” Chucka Berry’ego. 
Co?! Myślisz, że Berry zagrał to z pełną werwą i animuszem. Posłuchaj wersji The Yardbirds. To jest ogień! To jest wielki wybuch! To są emocje, które trwają przez cały koncert. Debiutancki album grupy The Yardbirds został wydany w 1964 roku i zawiera materiał nagrany podczas występu grupy w klubie Marquee a nosi tytuł „Five Live Yardbirds”. Ten album uchwycił doskonale pełen emocji i podniecenia nastrój występu formacji i zapisał się w historii muzyki doskonałymi wersjami znanych numerów. „Smokestack Lightning”, „Good Morning Little Schoolgirl” czy „I’m A Man” powalają swoją dynamicznością i zadziwiają interpretacją wykonywaną przecież przez tych młodych chłopaków. Zaledwie osiemnastoletni Clapton wygrywa już karkołomne zagrywki chociaż robi to bardziej intuicyjnie niż z wyrafinowania. To jest ta siła tej płyty. Ona porywa słuchacza i nie pozwala nam spokojnie usiedzieć w fotelu. Gdy w „Here ‘Tis” bas Samwella Smitha spaceruje szaleńczo po utworze i jest zaczepiany przez dźwięki gitary to… kurczę to jest 1964 rok! 
Dopiero nowe się budziło. Już stało za drzwiami ale jeszcze chwila. 
The Yardbirds otworzyli te drzwi. Na tym występie grupa naprawdę zagrała bardzo żywiołowo a i muzycy pokazali swoje emocje. I nie tylko gra Claptona warta jest prześledzenia, trzeba zwrócić uwagę na sekcję rytmiczną a szczególnie na grę Samwella Smitha. Jak to w rthythm & bluesie bywa nagrania urozmaica harmonijka ustna Relfa a i jego wokal wypada nieźle.

Każdy fan muzyki powinien wysłuchać tej płyty, powinien zapoznać się lub przypomnieć sobie jak to wszystko się zaczęło. 
Miłego słuchania.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz