środa, 31 sierpnia 2016

THE MANDRAKE MEMORIAL - Medium /1969/


1. Snake Charmer - 2:45
2. Witness The End / Celebration - 5:42
3. Other Side - 3:25
4. Last Number - 4:31
5. After Pascal - 6:51
6. Smokescreen - 5:06
7. Barnaby Plum - 6:10
8. Cassandra - 5:26

*Craig Anderton - Guitars, Electronics, Sitar
*Michael Kac - Keyboards, Voices
*Randy Monaco - Bass, Voices
*John Kevin Lally - Drums



W 1967 roku producent i promotor Larry Schreiber  poproszony został przez właściciela klubu muzycznego The Trauma o zorganizowanie jakiegoś bandu, który mógłby występować u niego na scenie. Najlepiej jakby to był zespół miejscowy i grał modną wówczas muzykę psychodeliczną. Wcześniej już w klubie występował zespół gitarzysty Michaela Kaca The Candymen, potem przemianowany na The Cat”s Cradle, którego właśnie managerem był L.Schreiber. 
L.Schreiber rozesłał wici , że poszukuje muzyków do nowego zespołu. 
Gitarzysta grupy  Lothar and the Hand People, K.King polecił mu perkusistę J.K.Lally’ego grającego w The Flying Machine ( z Jamesem Taylorem). Promotor doprowadził do spotkania Michaela i Kevina i okazało się ,że mocno między nimi zaiskrzyło. Nic nie stało na przeszkodzie aby założyć nowy zespół. 
M.Kac przyprowadził ze sobą na pierwszą próbę gitarzystę C.Andertona , który zafascynowany był kulturą wschodu i grą na sitarze. Ostatnim członkiem zespołu został kolega K.Lally’ego , R.Monaco grający wcześniej w The Novae Police. 
I tak w 1967 roku w klubie Manny’ego Rubina w Filadelfii zaczął występować co sobotę nowy zespół o nazwie The Mandrake Memorial.
Z początku grupa występowała w typowym składzie instrumentalnym: dwie gitary, bas i perkusja, do czasu gdy podczas jednego wieczoru w klubie doszło do spotkania muzyków z przedstawicielem handlowym z R.M.I. który zaprezentował im prototyp rock-si- chord czyli elektronicznego klawesynu. Szybko chłopaki z The Mandrake Memorial uzmysłowili sobie ,że będą jedynym zespołem wykorzystującym ten instrument i dającym to niepowtarzalne brzmienie dawnej muzyki klasycznego baroku. To nowe brzmienie poparte zostało sporym zainteresowaniem muzyką grupy. Zespół zapraszany był do występów wraz z Big Brother & The Holding Company, z Frankiem Zappą czy Pink Floyd. Wkrótce stał się sławny w okolicy co oczywiście przełożyło się na zainteresowanie wytwórni płytowych. Ostatecznie grupa podpisała umowę z Mak Records oddziałem potężnej MGM Records. Pierwszy lp został wyprodukowany przez Tony’ego Camillo i Tony Bongiovi i sprzedał się w ilości ponad 100.000 egzemplarzy.
Druga płyta zatytułowana „Medium” nagrana została na początku 1969 roku i również cieszyła się sporym zainteresowaniem.
Muzyka zawarta na płycie jest dojrzalsza, bardziej wyrafinowana i skoncentrowana w stronę  psychodelicznego rocka z elementami barokowego popu.
Psychodeliczne gitary w połączeniu z elektrycznym klawesynem kojarzą się nieodparcie z wystylizowanymi mężczyznami w swoich perukach oraz paniami w kloszowych sukniach opiętymi gorsetami co uwydatnia ich wdzięki.
Początek płyty zawiera prostą popową piosenkę („Snake Charmer”), która wcale nie razi a wręcz zachęca do dalszego słuchania. Z biegiem czasu słuchanie płyty doprowadza do wniknięcia w nawiedzone obszary naszej podświadomości czy to za sprawą numeru „Smokescreen” czy też „Witness the End/Celebration”. 
„Barnaby Plum” snuje się niczym wąż po pustyni a „Cassandra” dzięki pracy C.Andertona i jego gitary niczym nie ustępuje grupom z Zachodniego Wybrzeża Stanów.
Jeszcze zaznaczyć trzeba świetną grę basisty R.Monaco, którego instrument dominuje w utworach i czyni z nich jeszcze ciekawsze numery.
Ogólnie muzycy The Mandrake Memorial  nie mają się czego wstydzić i stawiam ich muzykę w jednej linii z zespołami takim jak Jefferson Airplane czy The Electric Prunes. 

Trzecia ich płyta „Puzzle” również godna jest polecenia co niniejszym czynię.




środa, 24 sierpnia 2016

EYES OF BLUE - Crossroads of Time /1968/



01. Crossroads of Time 5:00
02. Never Care 3:18
03. I'll Be Your Friend 3:48
04. 7 + 7 Is 2:32
05. Prodigal Son 5:27
06. Largo 3:14
07. Love Is the Law 5:16
08. Yesterday 4:22
09. I Wonder Why 3:13
10. World of Emotion 2:48
11. Inspiration for a New Day 3:09


*Ritchie Francis (guitar),
*Gary Pickford Hopkins (vocals),
*Phil Ryan (keyboards),
*Ray Williams (bass),
*Jign Weathers (drums).


Na Wyspach Brytyjskich jest takie miejsce gdzie żyją jeszcze prawdziwi  potomkowie Celtów. Maja oni własną tradycję, swój język, swoje pieśni pochodzące sprzed ponad dwóch tysięcy lat. To miejsce mieści się w południowo-zachodniej części Wyspy i nazywa się Walia.
Właśnie napiszę parę zdań o powstałym w tej uroczej krainie zespole który nagrał jedną z ciekawszych płyt w duchu lat sześćdziesiątych. 
Eyes Of Blue bo o nich to mowa powinien mieć znaczące miejsce w panteonie muzyki rockowej. W owych czasach zespół znany był w światku muzycznym, podpisał kontrakt płytowy z wytwórnią Deram , która była odłamem potężnej firmy Decca i nagrał płyty wróżące im świetlaną przyszłość. Tak się jednak nie stało. Zespół został zapomniany i tylko perkusista grupy J.Weathers dał się bardziej poznać grając potem w grupie Gentle Giant. 
Debiutanci krążek sześciu młodych Walijczyków wydany został  w 1968 roku i nosi tytuł  „Crossroads of Time”. 
Płytę wydała już inna wytwórnia Mercury Records do której chłopcy przeszli nie mogąc dogadać się z przedstawicielami Deram. Dostali tutaj swobodę twórczą i nie musieli koncentrować się na krótkich przebojach, najważniejszy był sukces muzyczny a nie komercyjny. 
Kombinacja pompatycznego rhythm & bluesa, świdrującej psychodelii, wczesnych progresywnych dźwięków oraz jazzowych smaczków tworzy tę płytę i doprowadza do miłego dla ucha delektowania się tym osobliwym zjawiskiem.
Dwa utwory napisał dla zespołu Graham Bond. Są to „Love Is The Law” oraz „Crossroads of Time”. Pozostałe piosenki napisali wspólnie muzycy grupy. Utwory zaaranżowane są w duchu lat 60-tych i wyróżniają się spontanicznymi popisami gitarowymi , śniącymi dźwiękami Hammonda i melotronu a także siłą perkusji i wokalu. I tak w bardzo  psychodelicznym „Prodigal Son” gitarzysta R.Williams stosuje kwasowe zagrania na gitarze a „Largo” oparte jest na barokowych pracach G.F. Handla i R.Francis basista zespołu twierdzi, że w tą stronę grupa zmierzała co można posłuchać na drugiej płycie grupy.
Eyes Of Blue wzięli na warsztat dwa utwory innych zespołów. 
O ile numer grupy Love, „7 + 7 Is”  blisko trzyma się oryginalnej wersji, jedynie wokal został  przetworzony przez co utwór brzmi bardziej psychodelicznie, to już wersja skądinąd słynnego przeboju The Beatles „Yesterday” jest fantastyczna. Wykonana w sposób bardzo wzniosły z nakładającymi się na siebie partiami wokalnymi muzycznie tworzy ciekawy konglomerat jazzu i dźwięków psychodelicznych. Co ciekawe nagranie zbliżone jest do stylu  w jakim Vanilla Fudge potraktowała na swoim debiucie piosenki The Beatles. „Yesterday” spokojnie mógłby znaleźć się na tym krążku.  
Debiut Eyes of Blue jest to świetny zbiór  kwiecistych psychodelicznych piosenek, słuchając których wypełniasz swoją dusze miłością a nie wojną. 

Grupa Eyes of Blue po nagraniu drugiej płyty „In Fields Of Ardath” uległa rozwiązaniu by w 1971 roku pojawić się jeszcze raz na rynku muzycznym ale już jako nowa formacja Big Sleep z kolejną świetną płytą „Bluebell Wood”.





środa, 17 sierpnia 2016

FAT MATTRESS - Fat Mattress /1969/


1. All Night Drinker (Neil Landon, Jim Leverton) - 3:18
2. I Don't Mind (Neil Landon, Noel Redding) - 3:51
3. Bright New Day (Neil Landon, Jim Leverton) - 3:48
4. Petrol Pump Assistant (Neil Landon, Noel Redding) - 3:01
5. Mr. Moonshine (Neil Landon, Noel Redding) - 4:04
6. Magic Forest (Neil Landon, Jim Leverton) - 3:05
7. She Came in the Morning (Neil Landon) - 3:47
8. Everything's Blue (Noel Redding) - 2:50
9. Walking Through a Garden (Noel Redding) - 4:20
10.How Can I Live (Neil Landon, Noel Redding) - 4:26


*Noel Redding - Electric,  Acoustic Guitars, Bass, Hammond Organ, Vocals
*Neil Landon - Vocals, Percussion
*Jim Leverton - Bass, Electric guitar, Hammond Organ, Harpsichord, Vocals
*Eric Dillon - Drums,Tuned Percussion



Brytyjska grupa Fat Mattress powstała w Folkestone w hrabstwie Kent a jej początki zahaczają o trzy lokalne zespoły wcześniej już działające na terenie południowo – wschodniej Anglii.
Jednym z najbardziej popularnych zespołów w Folkestone był zespół The Lonely Ones w którym występowali N.Redding oraz P.Kircher. N.Landon występował z własna grupą Cheetah’s a J.Leverton udzielał się na grając na basie w The Big Beats.
W połowie lat sześćdziesiątych z tych trzech grup powstała jedna o nazwie Neil Landon & The Burnettes. Grupa objeżdżała Anglię oraz Niemcy wykonując bezpretensjonalnego rock’n’rolla. Jednak w 1966 roku N.Landon zdecydował się na karierę solową co doprowadziło do rozwiązania zespołu. Gdy Eric Burdon zamieścił w gazecie ogłoszenie , że poszukuje gitarzysty do nowego wcielenia The Animals ,N.Redding zdecydował się pojechać na przesłuchanie. Niestety miejsce było już zajęte ale jeszcze tego samego dnia nastąpiło spotkanie N.Reddinga z obiecującym amerykańskim gitarzystą – Jimi Hendrixem , który zaproponował mu posadę gitarzysty basowego w swoim trio. N.Redding spędził dwa lata grając w The Jimi Hendrix Experience  spędzając sporo czasu w Ameryce. Mając chwilę wolnego odwiedził swoje stare śmieci i spotykając starych kumpli doprowadził do nagrania paru utworów oraz do założenia nowego zespołu.
Wiosną 1969 roku The Jimi Hendrix Experience odbyło dziesięciotygodniową trasę po Ameryce a grupą otwierającą te koncerty był zespół N.Reddinga, Fat Mattress.
Jak wspomina J.Leverton to było wspaniałe przeżycie. „To było niesamowite. Nagle znaleźliśmy się w miejscach znanych nam z filmów. San Francisco, Los Angeles, Nowy York a nawet Hawaje.” Gdy grupa wróciła do domu ich manager Chas Chandler powitał ich z poważnym  kontraktem płytowym z wytwórnią Polydor Records.
Mając już większość nagranego materiału dokończenie sesji na debiut grupy trwało krótko i w 1969 roku ukazał się pierwszy lp. zespołu zatytułowany „Fat Mattress”.
Cały album przesiąknięty jest melodyjnymi utworami rocka psychodelicznego nie pozbawionymi nuty nostalgii i nawiązującymi do dokonań grup z Zachodniego Wybrzeża.
Rozmarzone dźwięki powoli otaczające, skradające się w nasza stronę doprowadzają do miłego dla ucha błogostanu i zainteresowania. Szczególnie wyróżniają się numery
 „Mr. Mooshine”  i „How Can I Live” na tyle przyjemne ,że jeszcze po ich zakończeniu gdzieś tam kołaczą nam się w głowie. A „Magic Forest” to aż dziw, że z tą ciekawą i ładną melodią nie został przebojem. Natomiast za sprawą  Chrisa Wooda, który gościnnie wystąpił  w utworze „All Night Drinker” jego partie fletu łagodzą brzmienie i dodają pełną paletę kolorów czyniąc ten numer kolejną ciekawą pozycją na płycie. Zresztą C.Wood nie jest jedynym gościem grającym na tym albumie. We wspomnianym już numerze „How Can I Live” chłopców z Fat Mattress wspomogli grający na perkusji Mitch Mitchell a na instrumentach perkusyjnych Jimi Hendrix.

Po ukazaniu się jedynki zespół znowu wyruszył na trasę po Ameryce gdzie występował jako gwiazda wieczoru. Jednak w trakcie tego tournee z zespołem pożegnał się N.Redding a jego miejsce zajął kanadyjski gitarzysta Steve Hammond. Muzycy weszli do studia by nagrać drugi lp. „Fat Mattress II” a towarzyszył im jeszcze grający na instrumentach klawiszowych Mick Weaver , znany również jako Wynder K.Frog. Jednak był to już koniec zespołu, który podobnie jak wiele innych kapel zniknął w oceanie dźwięków szalonych lat sześćdziesiątych.



                                          

środa, 10 sierpnia 2016

GRATEFUL DEAD - From The Mars Hotel /1974/


  • U.S. Blues (Hunter/Garcia)
  • China Doll (Hunter/Garcia)
  • Unbroken Chain (Lesh/Peterson)
  • Loose Lucy (Hunter/Garcia)
  • Scarlet Begonias (Hunter/Garcia)
  • Pride Of Cucamonga (Lesh/Peterson)
  • Money Money (Weir/Barlow)
  • Ship Of Fools (Hunter/Garcia)
  • Jerry Garcia - lead guitar, vocals
  • Bob Weir - guitar, vocals
  • Phil Lesh - bass, vocals
  • Keith Godchaux - keyboards
  • Donna Jean Godchaux - vocals
  • Bill Kreutzmann - drums
With;
  • Ned Lagin - synthesizer (on Unbroken Chain)
  • John McFee - pedal steel (on Pride Of Cucamonga)
Oto raport z jednego z największych koncertów w hiperprzestrzeni kosmicznej, który odbył się w 2974 roku na planecie Mars. Jest to jeden z najlepszych koncertów jakie widziałem i nawet trochę poskakałem pomimo ,że siedzenia na marsie są bardzo wygodne. Co ja tam robię w 2974 roku ? Otóż dzięki time lord i zamieszaniu w moim przyszłym życiu udało mi się wylądować na dachu jednej z chałup marsjańskich a następnie dotrzeć na  międzygalaktyczny koncert, który odbył się na cześć Ziemi. Było warto. Obok przedstawiciela Ziemi w koncercie wzięła udział cała plejada galaktycznych gwiazd, która wystąpiła jako Zigorous Three All Stars Band oraz The Giant Bardon and The Amazing Nose Flute. Oprócz muzyki wrażenie na scenie robili muzycy- cudzoziemcy, o różnych kształtach, rozmiarach , kolorach i gatunkach. Miło było zobaczyć Quadrohabitów, Quargsów, Belobatów i Archersów występujących jako jeden zespół i oddających część naszej planecie. Ale największą gwiazdą koncertu był zaproszony specjalnie na tę okazję przedstawiciel ziemi.

Grateful Dead.

Oczywiście jako wierny fan Wdzięcznych Nieboszczyków nie mogło zabraknąć i mojej skromnej osoby w tym wielkim przedsięwzięciu. Grupa wykonała parę swoich sztandarowych kawałków. Niesamowitym przeżyciem było wysłuchanie  „Dark Star” na tle prawdziwej ciemnej gwiazdy czy „China Cat Sunflower”, który bardzo podobał się skaczącym obok mnie Belobratom /pochodzącym z planety na której występują same  kwiaty/.
Ale główną częścią koncertu było zagranie materiału z płyty „From the Mars Hotel”. Dziesiąty krążek w dyskografii Grateful Dead ukazał się w czerwcu 1974 roku a materiał zawarty na płycie należy do najbardziej relaksujących numerów nagranych do tej pory przez zespół. Przyjemne melodie, dobrze zagrane, lekko urozmaicone ukazują muzyków w pełnej formie może za wyjątkiem B.Weira , tutaj najwięcej słychać jego gry na gitarze a za to najmniej jest jego wokalu. „U.S.Blues”, „Loose Lucy”, „Money Money” skoczne, rhythm & bluesowe numery osadzone są bardzo w amerykańskiej tradycji.  K.Godchaux gra w tych utworach na fortepianie boogie-woogie co powoduje nastrój radości a solówki J.Garcii są krótkie, luzackie i pełne humoru. To na „From the Mars Hotel” swoją mocną pozycję w zespole zasygnalizował P.Lesh. Nie dość ,że napisał dwie cudowne piosenki to jeszcze je zaśpiewał . A że głos ma ciekawy udowodnił już w „Box Of Rain” na „American Beauty”.
„Unbroken Chain” utwór dla którego z pewnością warto kupić ten krążek. Niezwykle interesujący z ciekawą linią basu i bardzo niepokojącym wokalem robi duże wrażenie na słuchaczu. Drugi numer napisany przez P.Lesha  „Pride Of Cucamonga”  utrzymany w konwencji country rockowej jest pełen werwy i bardzo ładnej, klarownej gry  J.Garcii.
Aż dziwne ,że utwór ten nigdy nie był wykonywany na żywo podczas występów na ziemi.
Niewątpliwie w pamięć zapadnie nam mój faworyt na tym albumie.
A jest nim numer „Scarlet Begonias”  J.Garcii i R.Huntera który jest już klasykiem wśród utworów  Grateful Dead. Klasykiem zagranym z wielkim poczuciem rytmu, z wokalem J.Garcii do którego nas już przyzwyczaił oraz świetną linią gitary solowej. Na koncertach utwór ten wykonywany był wraz z „Fire In the Mountain” i trwał ponad dwadzieścia minut.
„From the Mars Hotel” - dziesiąty album w historii zespołu jest pełen ładnych melodii i przyjemnie słucha się go mając w ręku napełnioną po brzegi szklankę burbona.






środa, 3 sierpnia 2016

TRAFFIC - Traffic /1968/

                                               

1. You Can All Join In (3:40) - Mason
2. Pearly Queen (4:21) – Capaldi/Winwood
3. Don't Be Sad (3:25) - Mason
4. Who Knows What Tomorrow May Bring (3:15) – Capaldi/Winwood/Wood
5. Feelin' Alright (4:20) - Mason
6. Vagabond Virgin (5:22) – Capaldi/Mason
7. Forty Thousand Headmen (3:14) – Capaldi/Winwood
8. Cryin' to Be Heard (5:12) - Mason
9. No Time to Live (5:20) – Capaldi/Winwood
10. Means to an End (2:35) – Capaldi/Winwood

Dave Mason - vocals, acoustic guitar, harmonica
Steve Winwood - vocals, guitar, piano, harpsichord, organ, bass
Jim Capaldi - vocals, drums, percussion
Chris Wood - flute, soprano saxophone, tenor saxophone, bass, percussion, bells

Kluczem brzmienia grupy Traffic jest Steve Winwood urodzony w 1948 roku w Birmingham.
Multiinstrumentalista ,niezwykle wrażliwy osiemnastolatek wcześniej występował wraz ze swoim bratem Muffem w grupie Spencer Davis Group, z którą wylansował przebój nr 1 „Keep On Running”. 
Zdolny, pełen pomysłów i raczej bezkompromisowy Steve długo nie wytrzymał w grupie Spencera Davisa i w 1967 roku postanowił założyć własny band.
Wraz z J.Capaldim i D.Masonem powstał zalążek nowej formacji Steve’a. Muzycy na początku swej drogi szlifowali materiał na deskach klubu Elbow Room w Birmingham. Na jeden z takich występów wpadł na scenę C.Wood i już nie został z niej wypuszczony przez kolegów. Powstanie grupy Traffic stało się faktem. Jako prekursorzy brytyjskiej psychodelii pod względem ubioru, stylu bycia i muzyki utwory grupy powstawały w rodzinnej atmosferze komuny hippisowskiej w ich domu w Aston Tirrold w Berkshire.
Ich pierwsze nagrania?
To ścieżka dźwiękowa do brytyjskiego filmu „Here We Go Round The Mulberry Bush”
a następnie podpisanie umowy z wytwórnią Island Records.
Pierwszy singiel grupy „Paper Sun” ze wstępem granym na sitarze stał się dużym przebojem podobnie jak debiutancki krążek zespołu „Mr.Fantasy”. Niestety po jego nagraniu charakter S.Winwooda dał się we znaki i po scysji z D.Masonem ten ostatni opuścił Traffic.
Na szczęście powrócił do kolegów i nagrał z nimi drugi album nazwany po prostu „Traffic”. Płyta ujrzała światło dzienne w październiku 1968 roku i oczarowała swoją zawartością na długie lata a co niektórych /jak mnie/ czaruje nadal.

Pierwsza strona to są poranki, poranki Pana Fantazji, który powoli wkracza  w nowy dzień, beztrosko wyglądając nowego, z lekkim humorem zaczyna przeglądać ulice Londynu i szykuje się do wieczornych zabaw i podróży. „Czujesz się świetnie ?” nie przejmuję się niczym bo wybieram się w podróż, podróż na drugą stronę tęczy gdzie zabawa jest wyborna. Strona druga płyty to dzień za dniem , noc za noc , to podróż ,która oddziela cienką granice snu i jawy.

Wspaniały album zawierający dziesięć piosenek po pięć autorstwa S.Winwooda i D.Masona.
Obaj muzycy są w szczytowej formie kompozytorskiej, umiejętnie łącząc proste dźwięki z klimatem i tajemniczością całej płyty. Całość osadzona jest w epoce o czym świadczą teksty napisane przez J.Capaldiego, który jest jednym z najlepszych tekściarzy wieku hippie.
„Nie jesteśmy tacy, jak inni/ możesz nas spotkać każdego dnia/ przyłącz się do nas/ usiądź, sztachnij się, zaśnij nie musisz mieć nic do powiedzenia”(Who Knows What Tomorrow Might Bring?)
To znakomity i zarazem prosty obraz hippisowskiej filozofii życia.
Pop, rock, blues, folk, jazz i psychodelia oto muzyczny obraz drugiej płyty Traffic.
Za psychodeliczne nastoje najbardziej odpowiedzialny jest C.Wood i jego gra na flecie i saksofonie, który oddaje klimat zaczarowanej podróży przy współudziale pozostałych muzyków. Popowe odcienie w utworach „You Can All Join In” czy „Don’t Be Sad” przykuwają uwagę jarmarczną wesołością i nostalgiczną radością. „Feelin’ Alright” to rockowo soulowy klasyk, który jest  najprawdopodobniej najlepszym utworem napisanym przez D.Masona.
Natomiast „Forty Thousand Headman”, „Cryin’  to Be Heard” oraz „No Time to Live” to jest czternaście  najpiękniejszych minut w historii Muzyki. Dramaturgia oraz niezwykle potężna ekspresja tych utworów doprowadza mnie do osiągnięcia celu. Nie ma już granicy między snem i jawą. Jest jawa i pełny odlot poza widnokrąg.