środa, 13 lipca 2016

GRATEFUL DEAD - Wake Of The Flood /1973/


01. Mississippi Half-Step Uptown Toodleoo (Jerry Garcia/Robert Hunter) - 5:41
02. Let Me Sing Your Blues Away (Keith Godchaux/Robert Hunter) - 3:14
03. Row Jimmy(Jerry Garcia/Robert Hunter) - 7:10
04. Stella Blue (Jerry Garcia/Robert Hunter) - 6:22
05. Here Comes Sunshine (Jerry Garcia/Robert Hunter) - 4:36
06. Eyes Of The World(Jerry Garcia/Robert Hunter) - 5:16
07. Weather Report suite - 12:40 including:
a) Prelude (Bob Weir)
b) Part 1 (Bob Weir/Eric Andersen)
c) Part 2 Let It Grow (Bob Weir/John Barlow)

- Jerry Garcia - lead guitar, vocals
- Bob Weir - guitar, vocals
- Keith Godchaux - keyboards, vocals
- Donna Jean Godchaux - female vocals
- Phil Lesh - bass, vocals
- Bill Kreutzmann – drums
+
- Vassar Clements - violin
- Matthew Kelly - harmonica
- Bill Atwood, Joe Ellis - trumpet
- Martin Fierro, Frank Morin - saxophone
- Pat O'Hara - trombone
- Doug Sahm - bajo sexto

 -Sarah Fulcher - vocals
-Benny Velarde - timbales


Po wydaniu dwóch płyty z materiałem koncertowym i po blisko trzech latach od nagrania studyjnej płyty muzycy Grateful Dead weszli do studia , by w 1973 roku nagrać i wydać kolejny album. 
Tym razem płyta została wydana przez własną wytwórnię płytową Grateful Dead Records i tak muzycy osiągnęli to do czego zmierzali od początku swojej kariery – pełną niezależność.
Uwielbiam „American Beauty” i „Workingman’s Dead”  prawie jak każdy Deadhead -wiadomo , że są to tytuły wywołujące dreszcz emocji przy ich słuchaniu.
Ale magia „Wake Of The Flood” sprawia, że przechodzę z tą płytą w inny wymiar odsłuchu, 
w kosmiczne czeluście otchłani by na końcu spotkać tę gwiazdę jedyną najjaśniejszą w całym kosmosie.
Burzliwy rok 1973 w działalności zespołu zaowocował kolejną doskonałą płytą, w której od początku pachniało czymś innym. Jest to pierwszy album grupy po śmierci Pigpena a co za tym idzie klimat bluesowych nagrań został przesunięty na dalszy plan.  Nowymi muzykami zespołu zostało  małżeństwo Godchaux. Keith którego głównym instrumentem było akustyczne pianino oraz jego żona wspomagająca chłopaków wokalnie. Zmiana w brzmieniu grupy nastąpiła między innymi za sprawą nowego klawiszowca. Nowym elementem Deadowej układanki stał się jazzowy feeling.

A wszystko zaczyna się od łagodnego brzmienia skrzypiec w utworze „Mississippi Half Step” 
i fantastycznego wokalu Jerry’ego. Gładkie gitarowe riffy i dodatkowo fortepian skocznie wygrywający rytm tworzą z tego numeru w pełni dojrzały południowy owoc. 
„Let Me Sing Your Blues Away” zaśpiewany przez Keitha jest radosnym bluesem z naleciałościami folkowymi. Niezwykle czysty, klarowny dźwięk wspaniale podaje nam brzmienie gitary, pianina i saksofonu. Z ciekawostek utwór ten grany był na koncertach tylko szesnaście razy.
Znowu na szczyt swoich możliwości dochodzi duet Garcia-Hunter co w piosence „Row Jimmy” słychać najlepiej. Piękny tekst świetnie zaśpiewany tworzy z tej bujającej , swawolnej piosenki ponadczasowy utwór. Prowadzony jest przez linię basu P.Lesha w dużej mierze uzupełnianej przez K.Godchaux i perkusistę B.Kreutzmann. No i oczywiście bardzo łagodna solowa gitara J.Garcii dopełnia nastrój błogiego luzu.
„Stella Blue”  kolejny numer na płycie jest smutną opowieścią o miłości. Ta przejmująca ballada tworząca nastrój ogromnego smutku jest jedną z najpiękniejszych w dorobku zespołu.
Z kolei „Here Comes Sunshine” utrzymany w klimacie nagrań G.Harrisona jest raczej radosną piosenką, która lepiej wypada w wersjach koncertowych.
Prawdopodobnie jednym z najlepszych nagrań w historii Grateful Dead jest ‘Eyes Of The World”. Klasyczny utwór grupy ma świetny rytm oraz bardzo chwytliwą melodię. Każdy instrument brzmi doskonale a gitarowa praca J.Garcii utwierdza mnie w przekonaniu aby odpocząć na wzgórzu wśród przyjaciół drzew. Fantastyczna piosenka.
Płytę kończy trzy częściowy epicki utwór napisany przez B.Weira i J.Barlowa.

„Weather Report Suite” pnie się niczym winorośl po filarze domu, rozkwita czerwonymi kwiatami w blasku wieczoru i wybucha w płomieniach by rozpoznać swoją moc. Kosmiczna nieskończoność wywraca się w nicość a potężny wybuch muzyki nadbiega zza nieludzkich drzwi.












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz